Takie hasło mi ostatnio towarzyszy. Jest niedziela, a ja nadrabiam zaległości w byciu mamą. I mimo, ze się staram to tracę cierpliwość jak Mati piszczy, bo coś chce, a jeszcze nie umie mi powiedzieć, tylko wyciąga paluszek i piszczy. Ten pisk doprowadza mnie do szału. W końcu zgaduję i synek zadowolony zabawia się przez jakiś czas. A ja siadam obok niego na podłodze, patrzę i zastanawiam się kiedy zacznie mówić i nie będę musiała zgadywać co on chce... Oczywiście irytacja migiem mi przechodzi jak spojrzą na mnie uśmiechnięte oczy mojego dziecka...Dlaczego tracę cierpliwość? Przecież to mój synek, którego kocham nad życie, którego nie widzę prawie całymi dniami, a teraz tracę cierpliwość jak on się zezłości, bo czegoś nie dostanie, albo nie może dostać...Pewnie zmęczenie daje o sobie znać, ale mimo to powinnam być bardziej cierpliwa i nie irytować się tak szybko.
Teraz Matuś śpi, a zasnął położywszy się na mnie. Wygodnie się umościł i słuchając bicia mego serca, zasnął...Kochany Paprotek:)
Postanowiłyśmy z mamą nauczyć go korzystania z nocnika...Ja zaczęłam od wczorajszego popołudnia, ale nie byłam dobrze przygotowana, bo zasikał wszystko co mógł...Mimo wysadzania, tłumaczenia...Siedział na nocniku i nic...Wstawał i za chwilę kałuża i wszystkie ciuszki zamoczone...Poproszę o cierpliwość!
Zamknij