— Literatura kobieca daje odpowiedź na pytanie, jak sobie radzić, gdy wypadnie się z rynku erotycznego — przyznaje Kazimiera Szczuka. — Kobieta po czterdziestce staje się przezroczysta, a w książce jej opowieść się dopiero zaczyna.
Fajna z niej babka. Kiedy rozmawiałyśmy, piła kawę i jadła ciasto. Palcami. Każdy okruszek nabierała na opuszek i smakowała. A na początku spotkania spojrzała na mnie krzywym okiem: przecież ja muszę autoryzować tę rozmowę! Złapałam się za głowę, bo w redakcji czekają z gazetą, a
Kazia Szczuka chce czytać i analizować. Nie dziwię się — wiele osiągnęła i ma prawo do kontroli własnych wypowiedzi. Głupia nie jest, więc ma prawo obawiać się nierzetelnych dziennikarzy. Takie prawo. Na szczęście po rozmowie zmiękła.
— I jak się umawiamy z autoryzacją?
— Nie trzeba. Będzie ok.
Mam nadzieję, że jest ok.
Uznawana jest pani za autorytet. Do czego to dzisiaj zobowiązuje?
— Autorytet? To za dużo powiedziane! Wszystko zależy przecież od tego, jak rozumiemy dzisiaj to słowo.
A jak pani je rozumie?
— Mamy autorytety, które dla wszystkich są wielkie i wspaniałe. Są z góry ustanowione. Ale jak się przyjrzeć — nie każdy się pod nimi podpisze.
Ostanie badania pokazują, że Jurek Owsiak i Kuba Wojewódzki są wzorami dla młodych ludzi. Ludzie wskazują przede wszystkim na medialne osobistości. Niestety — prawdziwi mędrcy nie docierają do młodych ludzi. A może młodzi nie potrafią do nich dotrzeć. Dla mnie autorytetem jest
prof. Maria Janion i
prof. Barbara Skarga. To są profesorki z wielkim dorobkiem i bogatą biografią. Wchodzą tu też w grę kwestie etyczne i emocjonalne. Autorytetem musi być niezwykły człowiek, który osiągnął sukces, a jednocześnie jest człowiekiem prawym i moralnym. Autorytet powinien być duchowym nauczycielem. Oczywiście profesor Janion czy Skarga nie chcą być guru! One mają do tego dystans, bo są intelektualistkami. O autorytecie świadczy też odruch — kiedy nie wiadomo, co zrobić, pytamy się w duchu: a co by zrobił człowiek, którego cenię? Ja się do tej ligi nie zaliczam — mogę być lubiana, popularna, znienawidzona. Cieszę się jednak z tego, że dziewczyny, które lubią czytać, zaglądają też czasami do moich publikacji. Może nawet myślą: ciekawe, co by Szczuka zrobiła na moim miejscu… Ale to początek! To jest też paradoks medialnej popularności. Bo dzisiaj niestety autorytety zostały zastąpione przez medialność.
Niektórzy znają panią tylko z telewizji i poznają jeszcze bardziej — jest pani „kołem ratunkowym” w „Milionerach”. Występuje pani właśnie jako autorytet!
— Moja rola w programie jest niewielka. Występuję, ale czy jako autorytet? Górnolotnie można to tak nazwać.
Czyli, że im częściej pokazujemy się w mediach, tym bardziej jesteśmy uważani? Tędy droga?
— Zszokował mnie ranking, który stawia Kubę Wojewódzkiego czy Szymona Majewskego na piedestał. Jurek Owsiak zasłużył sobie na to miano, bo jest człowiekiem otwartym, tolerancyjnym, stawia na wspólnotę. To są wartości. A co z Kubą Wojewódzkim? Jakie niesie wartości? Można się od niego nauczyć, że dobrze jest być bystrym i inteligentnym. I tyle. Oczywiście lubię Kubę, nie chcę o nim mówić źle. Problemem raczej jest to, że my, ludzie, przestaliśmy szanować wykształcenie humanistyczne.
Ale humaniści „nie sprzedają się” w telewizji.
— Zgadza się, etos inteligencji strasznie się ostatnio zdegradował. Nie ma już misji. Po 1989 roku intelektualiści zostali nędzarzami, a ludzie nie szanują tych, którzy nie zarabiają pieniędzy.
Czyli sięgamy po to, co zarabia na siebie? Wzięcie ma dziś
Katarzyna Grochola i
Małgorzata Kalicińska, czyli literatura łatwa i przyjemna.
— Napisać bestseller jednak nie jest łatwo. Ja dla tych autorek byłabym akurat miła. To jest pisanie popularne, ku pokrzepieniu serc. To pisanie, które nie odrywa od rzeczywistości jak Harlequin, czyli wirowanie w ramionach hrabiego. Tu jest duży ładunek emancypacji. Ta literatura jest o nas i dla nas. To jest też odpowiedź na pytanie, jak sobie radzić, gdy wypadnie się z rynku erotycznego. Kobieta po czterdziestce staje się przezroczysta, a w książce jej opowieść się dopiero zaczyna — jak u Kalicińskiej. A u Grocholi nagrodą za emancypację jest facet. Książka „Trzepot skrzydeł” to powieść o przemocy domowej i trafia do emocji kobiet. To naprawdę jest dobra książka o mechanizmie uzależnienia od sprawcy. Ale nie jest to prosty masochizm — to mądra psychologiczna proza. Ja się cieszę, jak kobiety zarabiają piórem! Cieszę się też, jak czytają! I przyznajmy — to kobiety najwięcej czytają.
Jesteśmy mądrzejsze od mężczyzn?
— Świat jest dla nas trudniejszy i przez to lubimy chować się w fantazjach. Ale przez dwadzieścia lat wolności te fantazje też się zmieniły. One są bliższe realności. Dzisiejsza proza czyni kobietę podmiotem działania, a nie czekania na faceta. Książki uczą pewnych zachowań.
Czyli pisarki są dzisiaj autorytetami.
— Są, oczywiście. Współczesna proza kobieca zasługuję na bardzo dobrą ocenę. Prezentuje naprawdę ważne wartości, których potrzebuje kobieta.
Kazimiera Szczuka też ma swoją wartość. Pracowała pani lata na swoją pozycję, a dziś zdobywa popularność w mediach. Ale jak się nie dać sprzedać i zachować swój dorobek, a jednocześnie zarabiać? Bo jednak zarabia pani dzięki telewizji.
— Aż tak dużo nie zarabiam, bo nie mam teraz swojego programu. Były programy książkowe, potem teleturniej „Najsłabsze ogniwo”. Ale to było dla mnie szalenie wyczerpujące. Gdy jest się celebrytą telewizyjnym, trudno jest realizować swoje intelektualne aspiracje. Może ja jestem nadmiernie wrażliwa na to? Rzemiosło telewizyjne to potworna harówa. Tylko zwierz medialny ma to do siebie, że po nim nie widzi się zmęczenia. Popularność plus praca nad programem strasznie męczą, naprawdę.
Ale gwiazdorstwo nie uderzyło pani do głowy.
— O to musiałaby pani zapytać moich znajomych!
W „Playboyu” się pani nie rozebrała.
— Ależ nie! Umówmy się, że są granice! Nie wystąpiłam nawet w reklamie jeansów i nigdy bym takiej propozycji nie przyjęła. Przyznam, że miałam dużo takich zachęt, ale stawiam sobie wspomniane granice. Po prostu trzeba sobie mówić nie. Ale muszę też zaznaczyć fakt, że poszłam do telewizji jako osoba, która miała już swój zawód.
I dziś pracuje pani na dwie ręce.
— Inaczej sobie nie wyobrażam.
Zamknij