FilmComment- grafomaństwo kinomaniaka...Kategorie: Film i Telewizja Liczba wpisów: 27, liczba wizyt: 48533 |
Nadesłane przez: Kony 14-05-2014 19:12
MIŁOŚĆ
Dziś na moim skromnym warsztacie zawitał jeden z największych hitów roku 2012 (niekoniecznie kasowych). Dzieło Michaela Hanekego zdobyło szereg prestiżowych nagród- wystarczy wymienić Złoty Glob za najlepszy film zagraniczny, Złotą Palmę za najlepszy film festiwalu w Cannes czy pięć nominacji do Oscara by zdać sobie sprawę, że mamy do czynienia z filmem nietuzinkowym. Czy tak jest w istocie? Zapraszam do lektury.
Już na wstępie muszę zaznaczyć, że w przypadku powyższego filmu moje oczekiwania były bardzo wysokie. Czy jest w ogóle możliwe, żeby dzieło, które zdobywa trzynaście nagród filmowych i 28 nominacji nie przypadło do gustu? No cóż…
Zacznijmy od podstaw- temat filmu jest nietypowy i niezwykle odważny. Poznajemy historię starszego małżeństwa, które dotyka osobista tragedia- żona z dnia na dzień poważnie choruje, co przewraca ich życie do góry nogami. To oczywiście każdy może przeczytać w zapowiedziach i opisach filmu. Uchylmy nieco rąbka tajemnicy: reżyser bardzo prawdziwie ukazuje zmagania bohaterów z chorobą i własnymi słabościami. Nie ma co liczyć na wspaniały, amerykański melodramat pełny cudownych retrospekcji i wiecznych miłosnych wyznań. Niestety, nie tak wygląda walka z tym, co nieuniknione…
Prawdziwa jest nie tylko sama historia, ale dosłownie wszystko- zaczynając od obrazu a na ścieżce dźwiękowej kończąc. Jeśli chodzi o obraz, to jest on brudny w najczystszym tego słowa znaczeniu. Chcę przez to powiedzieć, że nic nie jest na siłę upiększone czy udziwnione- dokładnie tak można sobie wyobrazić mieszkanie starszych osób, które całe swoje życie związały z muzyką. Jednym słowem sprzęty i wystrój jest stary i skromny ale jednocześnie czysty i schludny. Jak u każdej przeciętnej babci. Oczywiście z dodatkiem różnych muzycznych eksponatów. No i tak dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii- udźwiękowienia. Muzyka w filmie odgrywa bardzo ważną rolę, choć występuję szczątkowo. Film nie posiada podkładu muzycznego- wszystkie słyszane przez Nas dźwięki są wydawane przez otoczenie i bohaterów filmu. Muzykę słyszymy tylko i wyłącznie w momencie, kiedy w filmie ktoś jej słucha lub sam gra. Sprawia to, że dzieło niemieckiego reżysera ma bardzo specyficzny nastrój i ogląda się je… dziwnie. Wyjątkowość klimatu podkreślają dodatkowo długie sceny- zamiast robić szereg cięć, kamera podąża za bohaterami, a podczas statycznych ujęć jest tak ustawiona, by uchwycić wszystko bez zbędnych zmian kadru. Robi to ciekawe wrażenie i jest miłą odmianą po ostatnich „kasowych” produkcjach, gdzie wszystko jest poszatkowane jakby za taśmę filmową zabrał się Karol Okrasa z kuchennym nożem w ręku…
A jak wygląda gra aktorska? Oczywiście jest świetna. Wszyscy bardzo dobrze wykonali swoją pracę. Szczególnie gra Emmanuelle Rivy, która wciela się w rolę chorej Anne robi piorunujące wrażenie. To, co na ekranie wyczynia ta legenda francuskiego kina zapiera dech w piersiach. Jej bohaterka przechodzi szereg przemian, zarówno psychicznych jak i fizycznych. Paraliż, majaczenie, uciekający wzrok, utraty świadomości- jak to zagrać? Do tej pory myślałem, że po rolach Dustina Hoffmana w filmie „Rain Man” czy Ala Pacino w „Przebudzeniach” nic nie zrobi już na mnie takiego wrażenia- jak zwykle się myliłem. Dla mnie to Oscarowa rola. Ale przy tym wszystkim nie można zapomnieć o Jeanie-Louisie Trintignancie, który również zagrał świetnie. Nie będę się tutaj rozpisywał nad kunsztem dwójki doświadczonych aktorów, ten film powinno się zobaczyć właśnie dla ich warsztatu!
No właśnie- a dlaczego jeszcze warto obejrzeć dzieło Hanekego? Dla długich scen, tak nietypowych dla dzisiejszego kina? Nie jest to jedyny film nakręcony w ten sposób. Jeśli ktoś chce zobaczyć wyjątkowo długą i do tego dynamiczną scenę niech obejrzy „Universal Soldier III- reaktywacja”- uwierzcie, że od razu ją poznacie i nie pożałujecie (choć sam film oczywiście wybitnym kinem nie jest). Czy to, że całość rozgrywa się w jednym mieszkaniu jest tak bardzo nietypowa? Przypomnijcie sobie „Rzeź” Romana Polańskiego. Nie jest to też jedyny film, w którym ważną rolę odgrywa muzyka. Jest to z resztą typowa cecha dla filmów Michaela Hanekego. Fabuła jest oczywiście nietypowa i odważna, ale zdecydowanie nie dla każdego. Czy skłania do myślenia? Oczywiście, przy takim temacie nie może być inaczej. Jednak u mnie nie wywołała fali filozoficznych przemyśleń na temat kruchości ludzkiej egzystencji. Można sobie postawić pytanie o eutanazję, o siłę miłości i wiele innych tematów, ale ja po prostu już nie raz na te tematy myślałem. Nie ma w tym filmie nic, co by mnie straszliwie zaskoczyło. Moim zdaniem to, jak cała historia się rozwinęła było jak najbardziej do przewidzenia. Dla wielu osób będzie to szokujące i zapewne nasłucham się, że widocznie jestem człowiekiem prostym i bezdusznym, albo może po prostu za głupim na takie kino. Być może tak jest- choć oczywiście wolę myśleć, że się mylą. A może fakt, że przerabiałem podobne historie gdy odchodziły moje babcie sprawia, że „Miłość” nie jest dla mnie tak szokująca jak dla szerokiej widowni? Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wiem jedno- Michael Haneke nie stworzył arcydzieła, do którego będzie się wracało latami. Przynajmniej w moim przypadku. Film jest bardzo prosty, podobnie jak środki użyte do jego realizacji. Wszystko jest dobrze zrobione, gra aktorska powala, lecz jako całość nie wprawia mnie w zachwyt. Może po prostu jestem dziwny…
MOJA OCENA 7/10