
Nawet jeśli wszystko sprzysięga się przeciwko nam powinniśmy dla dobra naszych dzieci i nas samych, poświęcać im tyle czasu, ile tylko możemy. W przeciwnym wypadku z całą pewnością nastpi, i tak już nasilony, proces rozpadu rodzin oraz eskalacja, istniejcego od bardzo dawna, a wrosłego w nasze spo¸eczeństwo do tego stopnia, że już stał się niezauważalny, problemu "dzieci ulicy". Mimo, że szkoły oraz placówki pozaszkolne przećcigają się w dostarczaniu coraz to nowych wachlarzy zróżnicowanych zajęć, które maj pomóc dzieciom rozwijać talenty i zainteresowania, niestety syndrom "dzieci ulicy" sięga apogeum. Niewielka ilość uczniów korzysta z propozycji aktywnego i zorganizowanego spędzania czasu wolnego.
Często snują się ulicami w mniejszych lub większych "stadach" nie wiedzc tak naprawdę co ze sob począć. Patrzc na nich często widzę w ich spojrzeniu tęsknotę za czymś, co im wciąż "umyka", za rodziną, za czasem spędzanym w rodzinnym gronie. Tego nie zastpią nauczyciele-wychowawcy, rówiećnicy, koleżanki czy koledzy z podwórka.
Brak więzi rodzinnych może zaowocować "zatrutym jabłkiem", które nawet psychologom, jeśli do tego dojdzie, trudno będzie odczarować. Tak naprawdę naszym dzieciakom z trudem przychodzi przyznanie się , że taki kontakt jest im potrzebny, niemniej jednak podczas moich rozmów z nimi, tak oko w oko, zaczynaj się "otwierać" i wylewać hektolitry żalu o to , że są skazane same na siebie, że komputer może jest ok, ale nie przytuli, nie pogłaszcze, nie pocieszy. Takie uzewnętrznianie wymaga nie tylko czasu, ale i odwagi ze strony dziecka i wiary, że ten który go słucha zachowa to w tajemnicy. Będc matką i popełniajc tysice błędów nie chcę popełnić kolejnego dlatego też napisałam ten artykuł. To, czego tak się boimy - rozmów z naszymi dziećmi, musimy się nauczyć jak wielu innych rzeczy w życiu. Jest to proces długi, być może bolesny, ale możliwy do wykonania. Nię porozumienia z własnym dzieckiem to poruszanie trudnych tematów ale i tych prostych, opierajcych się na pytaniach typu: "co tam w szkole?", "jak min¸ dzień?", "jakie masz plany na piątek?". Ale, ale to nie mogą być tylko pytania, musimy jeszcze uzbroić się w cierpliwość i wysłuchać odpowiedzi, które skrzętnie notowane w pamięci, mogą stać się źródłem sporej wiedzy na temat naszych pociech.
Pamiętajmy, że to iż dzieciaki "grupuj" się jest normalne - zawze tak było. Jednakże co drzemie albo już budzi się w ich umysłach, jak, gdzie i z kim spędzaj czas?- to powinny być nurtujce nas pytania. Stoją na stanowisku, że to właśnie rodzice, korzystajc ze swoich autorytetów, powinni zachęcać dzieci do korzystania z propozycji spędzania zorganizowanego czasu wolnego jakie składa im szkoła, biblioteka, Caritas, MOK. Pamiętam czasy, kiedy na dodatkowe zajęcia w szkole czy też poza nią np. do MOK, biblioteki, przychodziło się chętnie, czekało się z niecierpliwością na następne spotkanie. Było zaangażwanie, chęć współpracy. Zabawa i praca szły w parze, co przynosi¸o oczekiwane efekty. A co dzieje się teraz? Sami widzimy a jeśli nie to naprawdę należy atrzymać się na chwilę i skupić na naszych dzieciach. Dowiedzmy się jak spędzają czas, czy podoba im się tam, gdzie maj znaleźć to, czego brakuje im w rodzinach. Zainteresowania ich osob, uśmiechu, po prostu czasu poświęcanego przez kogoś wyłcznie dla nich, czasu, który my rodzice powinniśmy dawać im w prezencie każdego dnia, ale niestety właśnie tego nie robimy. Nie możemy zapominać że to one mają stać się podwaliną naszej starości.
Mam nadzieję, że obudzimy się w porę by nauczyć ich dawania a nie tylko brania. A zatem zacznijmy od tego, że sami damy im to, czego potrzebują najbardziej - naszego czasu, który jak brzmi przysłowie "to pienidz", ale również miłość, śmiech dziecka, radość w jego oczach i wdzięczne serce, że jednak dorośli ich dostrzegają. Stańmy na wysokości zadania, by kiedyś za naszą "krótkowzrocznoć" nie zapłacić najwyższej ceny, którą może się okazać smutna samotność.
Beata Romanowska