Nie tak dawno mieliśmy możliwość obejrzenia filmu, na którym kierujący bodajże fiatem seicento wjeżdżając na stację benzynową zajechał drogę motocykliście, powodując wypadek. Jakby tego było mało motocyklista, tocząc się po powierzchni drogi, o mały włos nie wpadł pod nadjeżdżającego busa. Zaiste, dramatyczne sceny i ogólne potępienie kierowców, którzy nie mają szacunku i zrozumienia dla "braci mniejszych" na drodze. Czy jednak rzeczywiście to była wina kierowcy? Lub inaczej - czy wina była tylko po jednej stronie?
Oglądając film można rzeczywiście odnieść takie wrażenie. Nie wiem, jak wygląda ukształtowanie drogi w tamtym miejscu, a wbrew pozorom ma to duże znaczenie. Nie dalej jak kilka tygodni temu byłem świadkiem zdarzenia, które mogło skończyć się prawie identycznie. Na szczęście kierowca motocykla wykazał się refleksem, co nie znaczy jednak, że wcześniej nie zawinił. Ale po kolei.
Jadący przede mną samochód włączył migacz, sygnalizując chęć skrętu w lewo. Przyhamowałem więc, on widząc, że droga przed nim jest pusta, zaczął manewr. I dokładnie w tym momencie zza odległego o jakieś sto metrów zakrętu wyjechał motocyklista. Z prędkością większą, niż przepisowe pięćdziesiąt ma godzinę. Znacznie większą. Wystarczyłoby, aby kierujący samochodem nie spojrzał więcej w prawo tylko wykonał manewr i miałby miejsce wypadek identyczny z tym opisywanym poprzednio. Na szczęście samochód zdążył się zatrzymać zostawiając lukę, przez którą przemknął motor.
I wracając do pierwszego zdarzenia - czy nie było tam podobnej sytuacji? Na filmie widać, że motocyklista po upadku toczy się po jezdni daleko, na tyle daleko, że wchodzi w zasięg drugiej kamery, co sugeruje jego dużą szybkość. Nie wiadomo co prawda jak było z widocznością, ale obarczanie winą li tylko kierowcy w tym przypadku jest według mnie nadużyciem.
„Idzie wiosna - będą warzywa" - takim drastycznym hasłem opatrzyli policjanci kampanię przeciwko nadmiernej szybkości i nieodpowiedzialności kierowców motorów. Niedawno widziałem inne hasło, napisane na naklejce umieszczonej z tyłu busa. „Motocykle są wszędzie, patrz w lusterka". Niby racja, tylko, że jako człowiek jeżdżący przepisowo (A tak! Dziesiątki wyjazdów w delegacje nauczyły mnie nie spieszyć się, tylko dojechać) i zgodnie z obowiązującą na danym terenie prędkością mogę domniemywać, że nic mi zza pleców nie wyskoczy, gdyż pojazd taki musiałby złamać przepisy. Jeśli ktoś zaś świadomie łamie przepisy, musi być przygotowany na odpowiedzialność za takież działanie, zarówno karne, jak i - niestety - zdrowotne. Co oczywiście nie znaczy, że w lusterka nie patrzę. Trudno jednak jest mi troszczyć się o tych, którzy sami o siebie nie potrafią zadbać.
Lekceważenie przepisów jest niestety nagminne. Co gorsza, do kolegów na mocniejszych maszynach dołączają coraz częściej ci, po których nigdy bym się tego nie spodziewał, czyli rowerzyści. Choć miłośników pedałowania pochwalić należy za coraz częściej stosowane odblaskowe koszulki, co znacząco wpływa na ich (i nasze) bezpieczeństwo, zauważam niestety także ich rosnącą nieodpowiedzialność.
Tylko jednego rekordowego dnia na krótkiej trasie aż trzech cyklistów prawie wepchnęło mi się przed maskę samochodu. Fakt, na pasach. Tyle, że na pasach, jeśli rowerzysta wjeżdża, a nie wprowadza rower, to jest traktowany jak pojazd wjeżdżający z boku na drogę główną. Innymi słowy, wjeżdżając na rowerze na pasy kierujący rowerem najnormalniej w świecie wymusza pierwszeństwo i to on jest winny spowodowania wypadku. Jeżeli dodać do tego jeszcze notoryczne podjeżdżanie z prawej strony podczas wyjazdu samochodu ze skrzyżowania a także niesygnalizowane skręcanie w lewo - miłośnicy dwóch pedałów okazują się być zagrożeniem nie mniejszym, niż motocykle.
Tyle że, w przeciwieństwie do motorów, rowerzyści w starciu z samochodem są bez szans. Motocyklista ma szansę wyjść z wypadku nawet jadąc ponad dwieście km na godzinę (vide Marek Saganowski), rowerzysta prawie każde spotkanie z samochodem przypłaca mniej lub bardziej groźną kontuzją, czy nawet śmiercią.
Drogi są w coraz gorszym stanie a pojazdów na nich coraz więcej. Do bezpiecznego na nich poruszania się niezbędne jest coraz większe doświadczenie i umiejętności. O ile zdecydowana większość kierowców potrafi to zrozumieć i się zastosować, motocykliści, zaopatrzeni w coraz mocniejsze i szybsze maszyny, nadal żyją w swoim świecie filmowych iluzji, ciągle wydają się być przekonani, że maja trzy życia, jak w dziecięcych czasach, kiedy grali na komputerze. Może właśnie stąd bierze się ich brawura - ciało już dojrzało, ale umysł wciąż jeszcze nie. A wypuszczanie „dorosłych dzieci" na drogi zbyt często kończy się tragedią.
Robert Rusik
doncentauro@tlen.pl
http://www.apeironmag.pl/author/robert_rusik/