W końcu taki scenariusz wielokrotnie sprawdzali przed nimi Niemcy w Hiszpanii a potem w Europie (między innymi w Warszawie). Ataki na ludność cywilną amerykanie trenowali też sami podczas nalotów dywanowych, w tym na cele takie jak Drezno, gdzie masowe mordowanie ludności cywilnej nie wiązało się z atakiem na cele militarne, bo ich tam nie było- miasto nie posiadało nawet solidnej obrony przeciwlotniczej. Atak jądrowy na miasta japońskie był kontynuacją tej sprawdzonej w Europie taktyki, której efektem było zrzucenie dwóch bomb jądrowych. Pierwsza, zrzucona na Hiroszimę wybuchła nad centrum miasta zabijając blisko 80 tys. ludzi i raniąc kolejne 40 tysięcy. Twarde promieniowanie zabiło w ciągu kilku lat kolejne 60 tys. ludzi.
Druga bomba zrzucona na Nagasaki wybuchła na obrzeżach miasta, ponieważ nad miastem były chmury, a Nagasaki była celem 'zapasowym' który wybrano ze względu na problemy techniczne z samolotem, które nie pozwoliły na atak na pierwszy cel. Mimo to w Nagasaki zginęło 75-80 tys. ludzi.
Amerykanie niechętnie mówili wprost, że chodziło o złamanie ducha bojowego wśród japończyków. Oficjalnie atakowano cele wojskowe (w Hiroszimie stacjonował 40 tysięczny garnizon i znajdowały się tu fabryki zbrojeniowe) jednak na jednego żołnierza przypadało tu średnio 6 cywilów
. Taki cel trudno uznać z czysto wojskowy.
Oczywiście w grę wchodziły też zapewne inne czynniki- wyprodukowanie bomb pochłonęło olbrzymie środki i trzeba było jakoś uzasadnić społeczeństwu te wydatki. Kolejna sprawa- amerykanie chcieli pokazać świat (a zwłaszcza Stalinowi), że mają takich bomb więcej, zwłaszcza w przypadku drugiego ataku, który nastąpił po tym, jak Rosja wypowiedziała Japonii wojnę.
Na koniec z innej beczki. Przez lata mówiło się, jakie to straszliwe są skutki promieniowania radioaktywnego. Tymczasem przykłady Hiroszimy i Nagasaki mówią co innego. Bezpośrednio po ataku wykonano szereg fotografii, które można bez problemu znaleźć w internecie. To bezpośredni dowód na to, że promieniowanie radioaktywne w miejscu, w którym fotografie te wykonano nie było zbyt silne. W przeciwnym wypadku klisza fotograficzna uległa by silnemu zaczernieniu. Wbrew oczekiwaniom trwałe skażenie praktycznie nie wystąpiło. Naukowcy zakładali, że miejsca ataku nie będą się nadawały do zamieszkania przynajmniej przez 75 lat, jednak miasta te bardzo szybko podniosły się z ruin.
Oceny długoterminowych skutków ataków jądrowych na Hiroszimę i Nagasaki nie są jednoznaczne. Według części szacunków w ciągu kolejnych 6 lat na chorobę popromienną umarło jeszcze 60 tysięcy ludzi.
Oszacowanie rzeczywistych strat (zabici i zmarli w ciągu pierwszego dnia po wybuchu) jest niemożliwe. Szacunki tuż po 1945 roku mówiły o 45.000 śmiertelnych ofiar. Później liczba ta stopniowo rosła, co jednak należy przypisać chorobie popromiennej i skażeniu radioaktywnemu. Najbardziej prawdopodobna ilość zabitych jest mniejsza niż wspomniane 80.000 ludzi.
W wyniku badania prowadzonego przez wspólną komisję japońsko-amerykańską, które objęły ponad 86 tys. ludzi i trwały do lat 60. udało się bezsprzecznie udowodnić związek tylko 800 zgonów z wybuchem. Badacze zadawali ludziom bardzo szczegółowe pytania (np. "na jakim przedmieściu, jakiej ulicy, w którym domu znajdował się pan, gdy bomba detonowała?") i na tej podstawie starali się wyliczyć dawkę promieniowania jaka przypadła każdej osobie oddzielnie. Śledząc dalsze losy tych osób ustalono że:
- 30 noworodków przyszło na świat z upośledzeniem umysłowym
- 250 padło ofiarą popromiennych zawałów serca
- 440 zmarło na guzy nowotworowe
- 87 zachorowało na nowotwory krwi
Cały świat był w szoku. Jeden samolot, jedna bomba i całe miasto w gruzach. Wiaczesław Mołotow ogłasza, że odtąd Związek Radziecki jest w stanie wojny z Cesarstwem. 9 sierpnia druga bomba atomowa "Fat Man" eksploduje nad Nagasaki - jest to kontrowersyjne, gdyż zrzucona bomba nie trafiła (jak ponoć zaplanowano) w port i centrum miasta, lecz wybuchła nad dzielnicą katolicką, skupioną wokół katedry Urakami. Jednak nawet to nie przekonało japońskich władz na zaakceptowanie bezwarunkowej kapitulacji.Dopiero 10 sierpnia cesarz Hirohito rozkazuje zaakceptowanie propozycji Amerykanów. Jedynym warunkiem jest to, żeby zachował tytuł i pozycję cesarza. Truman przyjmuje kapitulację. Nazajutrz rozkazuje wstrzymanie wszelkich operacji wojskowych. 15 sierpnia cesarz wygłasza orędzie, w którym głosi o zawieszeniu broni. 2 września na pokładzie pancernika USS "Missouri" Japonia podpisuje akt bezwarunkowej kapitulacji.

O tym ataku amerykanie mówią niechętnie, zapewne dlatego, że jako jedyni użyli takiego środka masowej zagłady. Dziś sami piętnują użycie środków masowej zagłady o mniejszej skuteczności, między innymi jednym z powodów ataku na Irak było to, że Saddam Husein użył gazów bojowych w stosunku do Kurdow, za co był sądzony. Amerykanów nikt nie sądził, bo i kto miał by sądzić zwycięzców.
Dziwi mnie jednak milczenie, jakie panuje w mediach. Nikt nie mówi o kolejnej rocznicy uśmiercenia blisko 160 tys ludzi przy pomocy dwóch bomb. Jest to dziwne zwłaszcza wtedy, kiedy skonfrontuje się tą ciszę z wrzawą, jaka od kilku lat panuje w rocznicę ataków na WTC, choć tam zginęło nieporównywalnie mniej ludzi.
Z drugiej strony można spotkać się często z opinią, że ten atak był konieczny, aby szybciej zakończyć wojnę. Tylko czy jest to dobre wytłumaczenie dla ludobójstwa na masową skalę, nawet, jeżeli giną obywatele strony, która rozpoczęła wojnę?
Dla mnie nic nie usprawiedliwia takiego barbarzyństwa. I trudno chyba mieć inne zdanie tu, w Polsce, która sama doświadczyła podobnych praktyk, choć na nieporównywalnie mniejszą skalę.