Czy tak powinien się zachowywać ksiądz?
Chciałabym poznać Wasze opinie na pewien temat. Otóż w ten weekend odbyło się w mojej rodzinie duże i huczne, dwudniowe wesele. Specjalnie na tę okoliczność przyjechał wujek, który jest księdzem. Pracuje na misji poza granicami kraju, jest bardzo szanowaną i poważaną osobistością w mojej rodzinie. Każdy liczy się z Jego zdaniem, nie toleruje On bowiem słów sprzeciwu, wszystko zawsze musi być po Jego myśli, w przeciwnym wypadku się obraża i potrafi się nie odzywać pół roku a nawet więcej.
Wczoraj strasznie rozjuszyło Go to, że większość weselnych gości (w tym ja) opuściło niedzielną mszę św. Z prawie każdym odbył nieprzyjemną i ostrą rozmowę na ten temat. Uraził mnie wyrażając się niepochlebnie o moim Mężu (poznał Go dopiero w tym roku, bo jak był w zeszłym roku, Mąż akurat był w pracy – i ocenił z góry po tym, jak Mąż nie przyjął na sobotniej mszy ślubnej, komunii świętej). Z wujkiem się nie dyskutuje, więc tylko głowę spuściłam, wysłuchałam tego, co miał do powiedzenia i odeszłam. Zapewne gdyby nie to, że wesele był dwudniowe większość gości do tego kościoła by poszła. Poza tym jeśli chodzi o mnie, to czasami z tak małym dzieciątkiem ciężko się jest wybrać do kościoła. Na popołudniową mszę często zdarza mi się iść, niestety w godzinach przedpołudniowych, zazwyczaj między 10 a 13 Szymciuch śpi i nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby go wybudzać po to, żeby iść do kościoła, bo niby jaki by był w tym sens? Każda Mama wie, co znaczy rozespany albo niewyspany maluch. Wujek nigdy dzieci nie miał, więc nie wie, co mówi. Iść do kościołapo to tylko, żeby przez godzinę uspakajać dziecko chyba się mija z celem.
Ale mniejsza z tym, bo nie piszę tego po to, żeby się tu tłumaczyć, bo najważniejsze chcę dopiero przekazać.
Okazało się bowiem, że Para Młoda tez w kościele na niedzielnej mszy nie była. Wujek się wściekł, zrobił im „nalot” w domu. Zrobił im straszną awanturę, całą winę zrzucił na Pannę Młodą, jako, że pochodzi z troszkę mniej religijnej rodziny. Obraził się oczywiście i powiedział, że nie przyjdzie na poprawiny. Matka Pana Młodego uprosiła Go, żeby odprawił im mszę św. W domu i tak też zrobił. Gościom, którzy nie byli w kościele powiedział, że nie mają prawa tańczyć na poprawinach i bacznie obserwował, czy jego „prośba” jest respektowana.
Dodam, że na moim weselu wujek nie był, bo w tym czasie złożył jakieś tam śluby, że do końca życia nie będzie pił alkoholu i sobie umyślał, że w naszej rodzinie wesela mają być bezalkoholowe. Na nic zdawały się prośby moje i mojej Babci (Jego Mamy), że nawet w Kanie na weselu wino było i Pan Jezus cudu dokonał, żeby goście weselni mieli się przy czym bawić, jak wina zabrakło… Obraził się i nie przyjechał. Nie odzywał się do mnie chyba przez pół roku. Na weselu kuzynki też nie był, bo zaszła w ciążę 2 miesiące przed ślubem i też się obraził. Do kuzyna przyjechał, chociaż też na początku „wojował”, że wesele ma być bez alkoholu, po czym doszedł do wniosku, że rodziny pić alkoholu nie oduczy i że to walka z wiatrakami.
Moja młodsza siostra miała strasznie nieprzyjemną rozmowę, po zakupieniu książki o Ozzy’m Osbournie. Wujek wziął ją do ręki, obejrzał i stwierdził, że jest „szatańska i o szatanie”. Książka nawet nie była dla niej, tylko miała być prezentem dla koleżanki na urodziny.
Takich „dziwnych” sytuacji mogłabym tu jeszcze setki przytoczyć. Generalnie mój wujek troszkę przypomina ze swoimi poglądami księdza Natanka, który wszędzie widzi szatana. Moim zdaniem tak nie powinno być. Co to w ogóle za ksiądz, który ma w naturze obrażanie się i nie odzywanie się do rodziny?
A najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, że w rodzinie traktowany jest jak święty i wszystkie jego wymysły są przestrzegane i traktowane z pełną czcią. Nikt nie ośmieli się z nim dyskutować, chociaż nie zawsze się z nim zgadzają.
Co Wy myślicie o takim księdzu? Ja mam gulę w gardle i żałuję, że nie przełamałam się wczoraj troszkę. Może i powinnam iść do tego kościoła wczoraj, ale byłam strasznie zmęczona, położyłam się o 5, a o 7:30 wstałam już do dziecka. Zdecydowanie wolałam odpocząć, poza tym w kościele się pomodliłam w sobotę, na mszy ślubnej i mi to wystarczy.
- Zarejestrowany: 06.07.2010, 14:49
- Posty: 2214
Najważniejsze jest w tym wszystkim "Nasze Sumienie".
O ile jesteśmy przekonani do słuszności Naszego Postępowania , nie grzeszymy przecież .
Najważniejsze jest w tym wszystkim "Nasze Sumienie".
O ile jesteśmy przekonani do słuszności Naszego Postępowania , nie grzeszymy przecież .
Z podkreślonym zdaniem się nie zgodzę, to o czym piszesz podchodzi pod relatywizm - "prawdziwe i dobre jest co co ja uważam za słuszne"
Moralnośc ma pewne prawa i zasady - dekalog i zgoda z sumieniem powinna opierać się właśnie na nim
Uczestnictwo we mszy sobotniej, wieczornej może uczynić zadość obowiązkowi uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii tylko wtedy, gdy użyty jest niedzielny formularz mszalny. Jeśli jest inaczej - uczestnictwo w sobotniej mszy nie zwalnia z obowiązku uczestniczenia w niedzielnej mszy.
A, zapomniałem dodać, że powód, dla którego taka osoba nie będzie w niedzielę na mszy, a w sobotę, nie może być błahy...
Bart, Twoim zdaniem, czy zostając z półrocznym, (ząbkującym, czyt. marudnym na potęgę) niemowlęciem w domu, zamiast pójść w niedzielę do kościoła, grzeszę? Staram się oczywiście, gdy jest taka możliwość zabierać go na mszę, ale jak widzę, że śpi, lub jest marudny, to po prostu mszę sobie darujemy. Nie wytrzyma wtedy w kościele bez płaczu, a ja zamiast się skupić na przeżywaniu mszy, skupiam się na uspakajaniu dziecka. Byłam w kościele? Byłam, ale nie wiem nawet o czym była liturgia, bo dziecko wrzeszczało na całe gardło i musiałam wyjść na zewnątrz i spacerować z nim? Czy taka obecność w kościele ma sens? Obecność dla samej "obecności". Dla mnie to troszkę bez sensu i często z takich powodów (nie wiem czy one są błahe czy też nie) zostajemy w niedzielę w domu. Mieszkamy sami, 10 km od rodziny i nie mam z kim zostawić dzieciątka. Mąż ma taką pracę, że często wyjeżdża, ale jak jest to nawet jak Szymciuch jest marudny i nie mogę zabrać go ze sobą, idę sama.
- Zarejestrowany: 06.05.2009, 20:23
- Posty: 5452
Uczestnictwo we mszy sobotniej, wieczornej może uczynić zadość obowiązkowi uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii tylko wtedy, gdy użyty jest niedzielny formularz mszalny. Jeśli jest inaczej - uczestnictwo w sobotniej mszy nie zwalnia z obowiązku uczestniczenia w niedzielnej mszy.
A, zapomniałem dodać, że powód, dla którego taka osoba nie będzie w niedzielę na mszy, a w sobotę, nie może być błahy...
Bart, Twoim zdaniem, czy zostając z półrocznym, (ząbkującym, czyt. marudnym na potęgę) niemowlęciem w domu, zamiast pójść w niedzielę do kościoła, grzeszę?
A ja tak napisałem? Sama dobrze wiesz, czy masz w okolicy kościół z mszami dla dzieci, czy masz możliwość go z kimś na godzinę zostawić, itd. Przecież ja Ciebie nie oceniami.
Uczestnictwo we mszy sobotniej, wieczornej może uczynić zadość obowiązkowi uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii tylko wtedy, gdy użyty jest niedzielny formularz mszalny. Jeśli jest inaczej - uczestnictwo w sobotniej mszy nie zwalnia z obowiązku uczestniczenia w niedzielnej mszy.
A, zapomniałem dodać, że powód, dla którego taka osoba nie będzie w niedzielę na mszy, a w sobotę, nie może być błahy...
Bart, Twoim zdaniem, czy zostając z półrocznym, (ząbkującym, czyt. marudnym na potęgę) niemowlęciem w domu, zamiast pójść w niedzielę do kościoła, grzeszę?
A ja tak napisałem? Sama dobrze wiesz, czy masz w okolicy kościół z mszami dla dzieci, czy masz możliwość go z kimś na godzinę zostawić, itd. Przecież ja Ciebie nie oceniami.
Byłam tylko ciekawa Twojego zdania :)
EDIT: Dla mojego maluszka póki co nie ma znaczenia, czy to msza dla dzieci, czy suma, on marudzi zawsze tak samo ;)
- Zarejestrowany: 03.11.2010, 19:55
- Posty: 4645
co do niedzielnej mszy po ślubie i weselu nie spotkałam się aby ktoś na nią szedl u nas ksiadz daje pozwolenie na nie pojście na niedzielną mszę św. i życzy zabawy do rana :)
a co do wujka myśle że jest zbyt surowym czlowiekiem, ksiedzem. myśle że wkońcu trzeba mu sie przeciwstawić to że jest ksiedzem to nie znaczy że ma zawsze racje, trzeba umieć się obronić i nie pozwolic na takie traktowanie tym bardziej że to wlasnie rodzina a nie obca osoba
A my poszliśmy w niedzielę na Mszę Św. po ślubie, i to niemalże z rana, chyba o 10tej. Wesela nie robiliśmy, ale szaleliśmy przynajmniej do 3-4 w nocy, więc nie rozumiem tłumaczenia, że skoro w sobotę ślub i wesele do rana, to w niedzielę można sobie Mszę Św. odpuścić. I wcale nie jestem aż tak praktykująca, czy ortodoksyjna- po prostu uznaliśmy za stosowne małżeństwo zacząć od czegoś tak bardzo pozytywnego, jak właśnie Msza Św. A potem poszliśmy oczywiście odwiedzić rodzinę, też nasi ślubni goście zaczęli niedzielę od Mszy Św., kiedyś to było naturalne i oczywiste- teraz ważniejsze są alkohol, zabawa, kac, opowieści, kto i ile wypił i co "odwalił" na weselu... Głupie. Zwłaszcza, że to tylko godzina w Kościele, a poprawiny trwają czasem 8-10 godzin i nikt jakoś sobie ich nie "odpuszcza", bo jest zmęczony...
Rozumiem, że wujek trochę przesadza, np. z tym brakiem alkoholu na przyjęciu, u nas tego nie było, ale goście alkohol dostali na odchodnym- to, że my nie chcieliśmy wódy, nie znaczy, że wszystkim musieliśmy odmawiać. My sobie wieczorem i w nocy "poszaleliśmy".
Co do obruszenia się wujka, że kuzynka zaszła w ciążę dwa miesiące przed ślubem- ale czyż nie miał racji zgodnie z wyznawanymi przez nas wartościami? To już niemalże standard, że młode do ślubu w ciąży idą, niedługo wstyd będzie się przyznać, że panna młoda w ciąży nie była... Klaskać takim młodym? Cieszyć się, że udało im się przed ślubem? Kiedyś to był wielki wstyd, jak dziecko rodziło się po ślubie 7-8 miesięcy, to rozgłaszało się, że wcześniak, żeby tylko nikt dookoła się nie doliczył. A teraz, dziś, pretensja do wujka, że zwrócił na to uwagę... Trzeba było skulić uszy po sobie, to jest grzech jakby nie patrzeć, wujek więc czuł się, jako ksiądz (zapewne z powołania) upoważniony do upomnienia. Opieka rodzicielka, ojcowska, to nie tylko głaskanie i przyklaskiwanie, to również karanie i napominanie, żeby pewnych błędów nikt więcej nie popełniał- i w tym względzie wujka rozumiem. Troszczy się, więc napomina.
A wracając do niedzieli... Zdarza mi się, że niedzielną Mszę Św. opuszczę, zwłaszcza ostatnio w kratkę chodzę, bo nie czuję się już tak dobrze w tych ostatnich tygodniach ciąży, zdarzają się dni, że prawie z łóżka nie wychodzę, bo mnie np. plecy bolą i ledwo do łazienki chodzę. Wiem, że to nie tłumaczenie, ale przynajmniej sumienie sobie kajam bólem fizycznym, który odczuwam.
A my poszliśmy w niedzielę na Mszę Św. po ślubie, i to niemalże z rana, chyba o 10tej. Wesela nie robiliśmy, ale szaleliśmy przynajmniej do 3-4 w nocy, więc nie rozumiem tłumaczenia, że skoro w sobotę ślub i wesele do rana, to w niedzielę można sobie Mszę Św. odpuścić. I wcale nie jestem aż tak praktykująca, czy ortodoksyjna- po prostu uznaliśmy za stosowne małżeństwo zacząć od czegoś tak bardzo pozytywnego, jak właśnie Msza Św. A potem poszliśmy oczywiście odwiedzić rodzinę, też nasi ślubni goście zaczęli niedzielę od Mszy Św., kiedyś to było naturalne i oczywiste- teraz ważniejsze są alkohol, zabawa, kac, opowieści, kto i ile wypił i co "odwalił" na weselu... Głupie. Zwłaszcza, że to tylko godzina w Kościele, a poprawiny trwają czasem 8-10 godzin i nikt jakoś sobie ich nie "odpuszcza", bo jest zmęczony...
Rozumiem, że wujek trochę przesadza, np. z tym brakiem alkoholu na przyjęciu, u nas tego nie było, ale goście alkohol dostali na odchodnym- to, że my nie chcieliśmy wódy, nie znaczy, że wszystkim musieliśmy odmawiać. My sobie wieczorem i w nocy "poszaleliśmy".
Co do obruszenia się wujka, że kuzynka zaszła w ciążę dwa miesiące przed ślubem- ale czyż nie miał racji zgodnie z wyznawanymi przez nas wartościami? To już niemalże standard, że młode do ślubu w ciąży idą, niedługo wstyd będzie się przyznać, że panna młoda w ciąży nie była... Klaskać takim młodym? Cieszyć się, że udało im się przed ślubem? Kiedyś to był wielki wstyd, jak dziecko rodziło się po ślubie 7-8 miesięcy, to rozgłaszało się, że wcześniak, żeby tylko nikt dookoła się nie doliczył. A teraz, dziś, pretensja do wujka, że zwrócił na to uwagę... Trzeba było skulić uszy po sobie, to jest grzech jakby nie patrzeć, wujek więc czuł się, jako ksiądz (zapewne z powołania) upoważniony do upomnienia. Opieka rodzicielka, ojcowska, to nie tylko głaskanie i przyklaskiwanie, to również karanie i napominanie, żeby pewnych błędów nikt więcej nie popełniał- i w tym względzie wujka rozumiem. Troszczy się, więc napomina.
A wracając do niedzieli... Zdarza mi się, że niedzielną Mszę Św. opuszczę, zwłaszcza ostatnio w kratkę chodzę, bo nie czuję się już tak dobrze w tych ostatnich tygodniach ciąży, zdarzają się dni, że prawie z łóżka nie wychodzę, bo mnie np. plecy bolą i ledwo do łazienki chodzę. Wiem, że to nie tłumaczenie, ale przynajmniej sumienie sobie kajam bólem fizycznym, który odczuwam.
Parabola, uważam, że masz rację, zarówno co do ciąży kuzynki jak i mszy świętej w niedzielę. Upomnienie jasna sprawa, ale wujek troszkę przesadza. Zwłaszcza z tym obrażaniem się i nie odzywaniem do rodziny. Jasne, że nie powinien na to wszystko spokojnie patrzeć nie reagując. Jednak jego reakcje uważam za mocno przesadzone. Na ślub zarówno do mnie jak i do kuzynki powinien był przyjechać, oczywiście wyrażając swoje zdanie na ten temat, tudzież upominając, ale obrażanie się? Nawet na swoją własną Matkę potrafi się obrazić i nie odzywać. Takie zachowanie moim zdaniem księdzu po prostu nie przystoi. Co to za nawracanie przez obrażanie? Piszesz, że Mamą niedługo zostaniesz - czy uważasz obrażanie się za dobra metodę wychowawczą? Da się coś w ten sposób Twoim zdaniem osiągnąć? Jak dla mnie to jakieś totalne nieporozumienie.
- Zarejestrowany: 10.12.2009, 22:12
- Posty: 1300
co do niedzielnej mszy po ślubie i weselu nie spotkałam się aby ktoś na nią szedl u nas ksiadz daje pozwolenie na nie pojście na niedzielną mszę św. i życzy zabawy do rana :)
a co do wujka myśle że jest zbyt surowym czlowiekiem, ksiedzem. myśle że wkońcu trzeba mu sie przeciwstawić to że jest ksiedzem to nie znaczy że ma zawsze racje, trzeba umieć się obronić i nie pozwolic na takie traktowanie tym bardziej że to wlasnie rodzina a nie obca osoba
Ja przeciwnie - spotkałam się z tym, że młodzi nie tylko sami tak organizowali dzień, by być kolejnego dnia na Mszy św., ale też informowali gości - gdzie mogą i o której. Inaczej nie bardzo rozumiem - katolickie małżeństwo tak, ale Msza św. w niedzielę już niekoniecznie?
Zostało wyjaśnione wyżej, że uczestnictwo w Mszy św. w sobotę może "zwalniać" (okropne słowo) z uczestnictwa w niedzielę, jeśli msza św. jest już z formularza niedzielnego.
Msza św. jest tka naprawdę przywilejem, najpiękniejszą modlitwą - różne są sytuacje: choroba, podróż, różne sytuacje rodzinne - czasami naprawdę ktoś być nie może. Ale kac czy przetańczona wcześniej cała noc jakoś do szczególnie trudnych sytuacji nie należy.
Z dziećmi - znajomi mają maleństwa i dzieci większe. Jeśli dziecko choruje - wymieniają się godzinami, najpierw na Mszę św. idzie jedno, potem drugie. W szczególnych sytuacjach nie idzie matka. Naprawdę w szczególnych - gdy to bardzo mała miejscowość, gdy jest tylko jedna Msza św. w ciągu dnia i akurat wtedy dziecko strasznie płacze.
Mamy ten przywilej, że mamy w kraju bardzo dużo kościołów - nie musimy jechać ok. 100 km na niedzielną Eucharystię. Owszem, nie zawsze da się wszystko w 100% zorganizować, ale ...najczęściej się da.
A co do zachowania wujka - forma i sposób, w jaki zwracał uwagę - mnie odstrasza i zraża. Nie lubię czegoś takiego, ba! nie znoszę nawet. I chyba głównie do formy można się przyczepić - że odniósł przeciwny skutek. Nikt nie powinien się tak zachowywać - nie tylko ksiądz.
Pomimo, że ksiądz na pewno zwróciłabym mu uwagę, że tak nie powinien się zachowywać
Zabraniać gościom tańczyć, bo nie poszli na mszę? Chore to jakieś
Moim zdaniem on takim zachowaniem nie szanuje ludzi, a gdyby na wesele przyszedłby ktoś zaproszony innej wiary? Wyrzuciłby go? I tak samo z kościoła wygoniłby go?
Aniu jak też mam małe dziecko, trzeba było mu to powiedzieć, albo po prostu odejść i z nim nie dyskutować, skoro on nien chce słuchać innych, to jakie ma prawo kogoś osądzać? Przecież nie poszłaś do niego do spowiedzi!
- Zarejestrowany: 17.12.2009, 20:50
- Posty: 9899
Bardzo orginalnego masz wujka! Ciekawe czy on nigdy nie grzeszy? Jest przecież tylko człowiekiem...
- Zarejestrowany: 07.05.2008, 09:21
- Posty: 26147
Moja opinia:)
Chciałabym poznać Wasze opinie na pewien temat. Otóż w ten weekend odbyło się w mojej rodzinie duże i huczne, dwudniowe wesele. Specjalnie na tę okoliczność przyjechał wujek, który jest księdzem. Pracuje na misji poza granicami kraju, jest bardzo szanowaną i poważaną osobistością w mojej rodzinie. Każdy liczy się z Jego zdaniem, nie toleruje On bowiem słów sprzeciwu, wszystko zawsze musi być po Jego myśli, w przeciwnym wypadku się obraża i potrafi się nie odzywać pół roku a nawet więcej.
Wyjaśniłaś tu, czemu wujek się zachowuje tak, a nie inaczej. Pozwalacie mu na to po prostu.
- Zarejestrowany: 07.05.2008, 09:21
- Posty: 26147
Co do tego, co w pierwszym poście, odbieram sprawę następująco: wujek jest bardzo zaabsorbowany tym, co robi. I stara się wszelkimi sposobami wdrażać naukę Jezusa. Niektóre sposoby są dobre, odnoszą pozytywny skutek, inne - nie. Ja bym tu do wujka podeszła jako do kogoś, kto bardzo wierzy w swoje przekonania. I nie zabierałabym mu satysfakcji z dzielenia się wiarą. Jedank co do formy: albo przemilczeć ( bo mu pozwalaliście na takie zachowanie i uczyliście go tego przez lata) albo powiedzieć, co czujecie i jakie skutki mają jego mowy.
Co do mszy w sobotę i niedzielę, wyjaśnili to Bartt i Ducinaltum.
Co do "jakichś tam ślubów", chodzi zapewne o krucjatę trzeźwości. Osoba, która zobowiązuje się do trzeźwości, nie powinna innych zmuszać do tego samego. Każdy musi mieć wybór.
Ozzy Osbourne : raczej muzyka, którą "uprawia", bywa niekiedy interpretowana jako zawierająca złe przekazy.
- Zarejestrowany: 03.11.2010, 19:55
- Posty: 4645
jeśli nawet msza ślubna nie koniecznie zwalnia z niedzielnej to ksiądz może udzielić tak zwanej dyspensy która u nas daje...
- Zarejestrowany: 07.05.2008, 09:21
- Posty: 26147
jeśli nawet msza ślubna nie koniecznie zwalnia z niedzielnej to ksiądz może udzielić tak zwanej dyspensy która u nas daje...
On zapewne robi tak, jak wyżej napisano : stosuje liturgię mszy niedzielnej... Nie twierdzę, że tamten ( wujek) nie powinien wziąć z niego przykładu, ale pewnie uważał, że jego rodzina będzie wolała dwie msze św.
- Zarejestrowany: 06.05.2009, 20:23
- Posty: 5452
jeśli nawet msza ślubna nie koniecznie zwalnia z niedzielnej to ksiądz może udzielić tak zwanej dyspensy która u nas daje...
Dyspensy może udzielić od zabaw w piątek - ale nie od niedzielnej eucharystii...
Generalnie jeśli ktoś chce iść w niedzielę po weselu na mszę, to nie będzie miał z tym żadnego problemu.
- Zarejestrowany: 10.12.2009, 22:12
- Posty: 1300
A dyspensy nie udziela biskup? Chyba według Kodeksu Prawa Kanonicznego - to biskup ma do tego prawo, a nie każdy kapłan. Chyba w niektórych wypadkach może proboszcz - tzn. mój proboszcz dla mnie. ale Bartt mnie poprawi, jak pokręciłam.
- Zarejestrowany: 10.05.2011, 18:06
- Posty: 1709
Oczywiście,że wujek może zwrócić uwagę,ale nie w taki sposób-nie jest Bogiem.
Byłam kiedyś na weselu gdzie ksiądz był duszą towarzystwa-pił alkohol,ale nie do upicia się,tańczył i powiedział,że jest tylko człowiekiem,a wszystko jest dla ludzi.
Taki ksiądz to skarb.
Nie ubliżając nikomu ani tobie Aniu-ani nikomu z twojej rodziny ale mam wrażenie,że trochę rozpuściliście wujka,tzn. bo ksiądz to wolno mu wszystko. Mam wrażenie,iż on uważa się za świętą krowę",której nie wolno nic zrobić i tak na was bazuje. Wujek zgadzam się może mieć swoje zdanie i umoralniać,każdego jak to ksiądz ale każdy z nas jest człowiekiem i uważam,że nie trzeba chodzić co niedzielę do kościoła by się pomodlić i wysłuchać kazania księdza,zgadza się też,że niewyspany lub rozespany maluch=zło konieczne z którym clay dzień musimy się użerać-brzydko mówiąc dlatego ja bym się nie przejmowała tym co powiedział wujek-spokojnie wysłuchała co ma do powiedzenia i powiedziała wujek wyraził swoje zdanie i każdy ma do tego prawo,więc ja też bym chciała wyrazić swoje i myślę,ze jak tak każdy by zaczął rozmawiać z wujkiem jak człowiek z człowiekiem a nie człowiek z księdzem to może by sie ejgo podejście zmienilo bo przeciez w końcu na wszystkich by sie obraził i ciekawe jak długo by tak wytrzymał bo każdy potrzebuje najbliższych. A czasami nawet ksiądz musi doświadczyć czegoś przykrego by nauczyć się pokory-w końcu też jest tylko człowiekiem.