Z reguły mało kosmeryków kupuję i mało specyfików stosuję.
W testowaniu wzięłam udział z ciekawości, bo szkoda byłoby mi wydac kolejny raz niemałą sumę na coś, co za góra dwa, trzy miesiące pójdzie nie całkiem zużyte do kosza, a tak bywało już nie raz i nie dwa.
Powiedziałby ktoś- to trzeba było dac szansę innym, niż skazywac z góry kosmetyk na wyrzucenie.
A mnie zaintrygował skład. Trawa cytrynowa? Kokos? Nie spotkałam się jeszcze z takim połączeniem.
No więc wzięłam udział. Kurier przyniósł paczkę już ze dwa dni po ogłoszeniu wyników, jakoś od razu po weekendzie.
Otworzyłam, obejrzałam, rozpakowałam, powąchałam- ładny zapach, przypominający landrynki cytrynowe dla dzieci.
I to by było na tyle na jakiś czas, masło powędrowało na półkę, stwierdziłam, że mam trzy tygodnie, to zdążę przetestowac.
Potem była procesja, słońce skwierczało nam na twarzach, razem z mężem spaliliśmy się z jednej strony twarzy i szyi.
I wtedy siegnęłam po masło. umyłam twarz, dekolt, szyję, wsiąkała woda w spragnioną wilgoci skórę.
Rozsmarowałam masło po twarzy, szyi, dekolcie. Prawie od razu wsiąkło, a ja poczułam chłodek, miłe uczucie chłodzącej bryzy, aż oczy zamknęłam, takie to było kojące uczucie...
To jeszcze raz wysmarowałam się, ale już cała, od stóp, do głów, jak to się mówi. Niemalże od razu mogłam się ubrac, nie zostało nic na skórze, żadnych plam na ubraniu nie zrobiłam sobie po wysmarowaniu skóry kojącym, relaksującym masłem.
Zaczęłam więc stosowac kosmetyk- w zasadzie w idealny czas trafił on w moje ręce, zimą pewnie nie miałabym tendencji do używania czegokolwiek, tymczasem zaczęłam sie zastanawiac, czy nie ekonomiczniej kupic takie masło zamiast używanego do tej pory sporadycznie babcinego kremu nivea.
Potem byliśmy na działce, na grilla się wybraliśmy do rodziny, całą trójką. Ja i dziecię nasze w zasadzie trzymałyśmy się cienia, dziecię nasze biegało też, więc słońcu zdołało uciec, ale mąż mój nieco się zwęglił jak ten żar z grilla...
Siedział wieczorem na fotelu i wzdychał, że go ramiona pieką. Powiedziałam, że w łazience stoi masło do ciała, ma okazję wypróbowac je na swojej grubej skórze i powiedziec mi, co czuje.
Sceptycznie podszedł do pomysłu, bo przecież "to takie babskie kosmetyki"... Nic bardziej błędnego, powiedziałam, że każdy może to stosowac (jest z gatunku tych, co to nie ruszą kosmetyku z napisem "women"), a na spaloną skórę zgodnie z oczekiwaniami powinien poczuc kojący chłodek.
Wysmarował się i... podziękował! Od razu poczuł kojącą ulgę na spaloną skórę, masło nie tylko wsiąkło, ale też pozostawiło ochronną warstwę na skórze, przy czym- nie zostawiło sladów na założoną po chwili podkoszulkę, co zresztą z ciekawości sprawdzilismy również po paru minutach.
Smarował się tym jeszcze parę razy, aż schowałam kosmetyk, bo jeszcze by mi go zużył przed recenzją...
Posmarowałam Małej rękę. Poczekałam dzień, nie było żadnych alergicznych zmian na skórze, więc wysmarowałam Ja całą na wyjście do piaskownicy. Wchłonęło się niemalże od razu, a jednocześnie nie wytłusciło skóry, po powrocie z piaskownicy obejrzałam skórę Małej, nie było jakichś specjalnych "placków piasku", piasek nie przykleił się do skóry bardziej niz zwykle bez smarowania, co jest postępem, bo po kilku rodzajach olejków Mała nieraz wracała do domu w "ochronnej warstwie piasku".
Podsumowując- masło jest naprawdę doskonałe. Sprawdza się i na upał, i na spaleniznę, i na ochronę przed słońcem. Nie zostawia śladów na skórze, ani na ubraniach. Wchłania się równo. Ładnie pachnie. Pudełko jak na swoją gramaturę nie jest ani za wielkie, ani zbyt ciężkie. Rzeczywiście, jak napisano na opakowaniu- czuje się różnicę już po pierwszym użyciu, w zasadzie to nawet nie wiem, jak jednoznacznie okreslic to uczucie: relaksujący chłodek albo chłodzące ukojenie...
Cena również według mnie przystępna, teraz stwierdzam, że mogłabym to kupic sobie sama bez obawy, że się znów rozczaruję.
Nabrałam ochoty na rozszerzenie gamy kosmetyków w kierunku tej marki. Z przyjemnoscią polecam!