Konkurs: Lalka moją największą pryjaciółką!
- Zarejestrowany: 06.11.2014, 12:16
- Posty: 897
Pamiętasz, gdy byłaś małą dziewczynką i marzyłaś o tej ślicznej lali, którą miały Twoje wszystkie koleżanki? A gdy ją już dostałaś, Twoja radość nie miałam końca! Nosiłaś ją na rękach, zabierałaś na spacery i "usypiałaś" do snu. Cudowne chwile dzieciństwa... Przygotowaliśmy dla Was konkurs! Do wygrania jest urocza lala.
Jesteście ciekawi co trzeba zrobić by wygrać? Usiądźcie wygodnie, zamknijcie oczy i przypomnijcie sobie najzabawniejsze wspomnienia związane z Waszą ulubioną lalą. Gotowe? To do dzieła!
Pytanie konkursowe:
Zdradź nam swoje najciekawsze wspomnienia związene z zabawami z lalami w dziecinstwie!
- Zarejestrowany: 15.04.2015, 15:19
- Posty: 11
Miałam bardzo długo jedną lalkę- Magdę; trocinianka, z długimi nogami, plastkową twarzyczką z rumieńcami i dużymi pięknymi oczami. Potem miałam 2 kolejna, ale takie plastikowe bezduszne. Magda była pierwsza i jedyna taka.
Podczas wakacji u babci robiłam też sama lalki z kępek trawy; jest taka trawa- niestety nie znam nazwy, ale rośnie w kępkach i chyba na piaszczystch glebach (to Podlasie- tam gdzie laski, piaski i karaski). Gdy się wyrwie taką kępkę korzeń bujny wiązkowy jest włosami a kępa trawy o zróżnicowane wysokości i odcieniu jest piękną suknią. Takie laki pokazała mi mama, która się nimi bawiła, bo nigdy nie miała prawdziwej lalki. A ja jako ciekawostkę pokazywałam swojemu dziecku i dziciom zanjomych i rodziny. Podobało się im mimo Barbie i Highmonsterów...
Lubiłam też bawić się lalkami papierowymi. Mam bardzo uzdolnioną plastycznie ciocię Krysię i ona rysowała mi przepiękne lale, które należało wyciąć a potem robiło się dla nich papierowe (płaskie) ubranka- rysowało się strój, który należało pokolorować i dorysować "zaczepy",a potem wyciąć i się bawić. Chciałam dziś tym zainteresować dziewczynki w rodzinie, ale podeszły bez entuzjazmu.
Jednakże zawsze Magda była najważniejsza. Rodzice wspominają pierwsze pójście do przedszkola , ja zapłakana ale dzielnie z przyjaciółką szłam -"lalka pódzie ś nami". Przez to, że była trocinowa, była milusia, miękka i wyginała się jak chciałam. Brałam ją na drzewo (bardzo lubiłam łazić po drzewach), na rower i wrotki. Nie mogłam jej wziąć na pierwsze i jedyne w życiu kolonie- ha! moze to zaważyło też na tym, że jedyne; po przyjeździe do domu nie mogłam się jej naprzytulać.\
W tym czasie 2 koleżanki miały radzieckie lalki chodzące, mówiące w eleganckich ubrankach. Jak to dziecko, patrzyłam zazdrośnie; po prostu chciałam się tylko pobawić, bo na zawsze nie chciałam mieć- były za wytworne, za eleganckie, sztywne dosłownie i w przenośni, takie obce i zimne; nie pasowały do mnie, mojej ulicy, dzielnicy, domu.
Magda się pruła z czasem na szwach; mama zszywała, ale przyszedł czas, że była bardzo przesiana i ojciec w czasie jednej z awantur pod wpływem alkoholu zniszczył ją.
I tak skończyło się moje dzieciństwo. Nigdy już nie chciałam i nie miałam lalki. A takich lalek później zresztą już nie produkowali. I nigdzie takiej nie widziałam do dziś.
- Zarejestrowany: 02.10.2013, 22:24
- Posty: 69
Swoja ukochana lale otrzymalam na gwiazdke od Swietego Mikolaja. Pamietam ja do dzisiaj, nawe gdy zamykam oczy i minelo juz tak wiele lat
Miala blond, krecone, dlugie wlosy i 3 sukienki do przebierania. Nazwalam ja ZUZIA. W moich czasach nie bylo super gadzetow dla niej, tak jak jest to dzisiaj, typu: swiecace lustereczka, kolorowe grzebyczki i szczoteczki, brokatowe spineczki, czy gumeczki - wystarczyla po prostu lalka i to zabawa nia sprawiala wiele przyjemnosci, bez wzgledu na to czy byla kompletnie ubrana, czy nie.
Ulubiona zabawa z moja ZUZIA byla zabawa w "mame i dziecko" wkladane do wozeczka i rozwozone po ogrodzie, jak rowniez karmienie jej i ukladanie do snu - tuz obok mnie w lozku
Czesto wracam myslami do tego dnia i budza sie we mnie mile wspomnienia, gdy to budzac sie rankiem znalazlam ja pieknie zapakowana za lozkiem w "mikolajkowy" poranek. To bylo cos niezwyklego, bo w tamtych czasach nie bylo tak wiele zabawek i kazda najmniejsza rzecz tak bardzo cieszyla. Staralam sie ja szanowac, a po kilku latach nawet majac do niej tak wielki sentyment oddalam ja mojej siostrze, aby rowniez tak samo jak mi, wypelniala jej dzien usmiechem !
- Zarejestrowany: 16.04.2015, 07:30
- Posty: 4
W dzieciństwie miałam dużego bobasa, którego nazwałam Kacper! Nosił ubranka po mojej młodszej kuzynce i uwielbiałam go przebierać.
Moje najzabawniejsze wspomnienie związane z bobasem, wydarzyło się jak miałam około 4-5lat. Bobas zawsze towarzyszył mi przy jedzeniu.. W dzieciństwie nienawidziłam sałatki wielowarzywnej, a gdy nadszedł ten pamiętny dzień, że musiałam ją zjeść - kiedy mama wyszła z kuchni "nakarmiłam" nią bobasa wpychając mu w otwór w ustach kolejno groszek, kukurydzę i inne warzywa! Niestety cała konspiracja wyszła na jaw, gdy po kilku dniach z jego środka zaczął wydobywać się brzydki zapach.
No i to byłoby na tyle! :-)
- Zarejestrowany: 06.11.2014, 12:16
- Posty: 897
Dziewczyny! :) Jak czytam Wasze wpisy to przypomina mi się moja ulubiona lala :) Miała na imię Agatka. Była większa ode mnie, miała rude włosy i zielone ogrodniczki :) Ciągnęłam ją za sobą wszędzie, gdzie tylko pozwalała mi na to mama :)
Ciekawa jestem czy macie zdjęcia ze swoimi ulubionymi lalami :) Ja chyba gdzieś swoje mam :D
- Zarejestrowany: 25.06.2014, 22:50
- Posty: 6
Moja pierwsza bobasowa lalka - Olka!
Dostałam ją, gdy skończyłam 2 latka (bynajmniej wiem to z opowiadań, a pamiętam jedynie, że była ze mną od zawsze). Towarzyszyła mi w wielu ciekawych przygodach .. a jedna z nich wydarzyła się jak miałam bodajże 4 albo 5 lat.
Słyszałam coś chyba od starszej siostry, która chodziła wtedy do podstawówki - o pierwszym dniu wiosny i topieniu marzanny, że to taki zwyczaj i w ogóle. Więc jak to przystało 21 marca, kiedy dowiedziałam się, że to już.. wzięłam z łazienki czerwoną szminkę mamy - pomalowałam "Olce" usta, zrobiłam jej flamastrem różowe policzki a kredką pomalowałam oczy. Ubrałam ją w swoją spódnicę w kwiatki i zrobiłam jej mnóstwo wstążek i dekoracji z krepy! No i poszłam u babci na wsi nad "rów" i wrzuciłam ją do niego w ten sposób żegnając zimę :-) Wszystko byłoby dobrze, gdyby moja siostra nie nakablowała na mnie do mamy! Oczywiście dostałam pełne kazanie, że przecież "olka" mogła "utonąć" i się zniszczyć.. a po południu tata ubrał długie kalosze i poszedł mi ją wyławiać :-) Później.. ta historia stała się okazją do śmiechu dla całej naszej rodziny, a niekiedy wspominamy ją do dzisiejszego dnia! :-)
- Zarejestrowany: 26.07.2009, 18:13
- Posty: 18
Jak się urodziłam a było to w 1983 roku mój tata kupił lalę .... a ze w sklepach kupowało się to co było więc miałam lalke murzynkę (włosy platikowe namalowane), nogi i ręcę się ruszały, oczy - piękne brązowe, no i miała koszulkę i spodenki na szelkach ;) była moja
Poszłam do zerówki i mieliśmy przynieść do szkoły swoją lalę więc wzięłam Małgosię (tak jej było na imię). Padło pierwsze pytanie z ust pani "Asiu a dlaczego Twoja jest koloru czarnego?"
wszystkie oczy zwrócone na moja osobę , ja czuję że robię się czerwona jak burak i co powiedziałam ....
"Moje nazwisko to SMOLEŃ , lalka czarna jest bo jest wysmolona smołą ... bo to Małgosia SMOLEŃ" ;)
- Zarejestrowany: 10.03.2011, 16:24
- Posty: 18894
Nie miałam lalki przyjacióki. W ogóle nie miałam lalek. Gdy już nauczyłam sie rysować, to je rysowałam , wycinałam i tworzyłam kreacje, które też wycinałam. I ubierałam w nie lalki.
A najbardziej podobały mi się lalki takie duże i "szmaciane". I tak mam do dziś.
Co powiecie o takiej lalce?
To jest moja Ola z lalką, która też była jej ulubioną.
Miała Ola kilka lalek różnego rozmiaru gatunku. Miała też lalkę bobasa. Bobas Maciuś przetrwał i Olę i Alę.
I za lat kilkadziesiąt Ola miała takie dwie lale.
A teraz Ola, Ala i Maja mają swoich lalek całe mnótwo a ja mam trzy przyjaciółki.
- Zarejestrowany: 01.09.2013, 18:09
- Posty: 204
Jako mała dziewczynka uwielbiałam bawić się lalkami. Od kiedy pamiętam byłam taką "matką-polką", marzyłam o dużej rodzinie, uwielbiałam oglądać rzeczy dla dzieci. Ciągle bujałam w obłokach i wyobrażałam sobie, jak to będzie mieć męża i dzieci. Koleżanki do dziś się śmieją, że dopiero teraz myślą o zakładaniu rodziny a ja to robiłam już w podstawówce.
Pamiętam, że bardzo marzyłam o lalce bobasie. Takiej najzwyklejszej bez żadnych bajerów, ale żeby przypominała rzeczywiście dziecko. Rodzicom się nie przelewało, czasy też były nieco inne i niestety takiej lalki nigdy nie miałam. Czasami pożyczałam od koleżanki i bawiłam się całymi dniami. Smutno było tylko jak przychodził dzień, w którym musiałam lalkę oddać.
Oczywiście nie znaczy to, że nie miałam lalek w ogóle. Miałam kilka, ale dość małych i mało "bobasowych". Nie przeszkadzało to jednak w zabawie. Kiedyś tata dostał w pracy porcelanową skarbonkę bobasa i taką "lalką" również się bawiłam.
Nie miałam dla lalek za dużo ciuszków, a rodzice nie mieli pieniędzy, żeby je kupować. Szyłam więc sobie sama z resztek materiałów. Pamiętam, że kiedyś tata przywiózł ze wsi ze strychu moje stare, niemowlęce ubranka. Miały być "na szmaty", ale podwędziłam je z szafy i poprzerabiałam na ubranka dla swoich lalek;) Byłam z nich niesamowice dumna i po kilka razy dziennie przebierałam swoje bobasy;)
Pamiętam, że jakoś w 3-4 klasie podstawówki nazbierłam pieniążki na wymarzoną lalkę bobasa. W osiedlowym sklepie kosztowała 17 zł pamiętam to do dziś. Wtedy te 17 zł to był pieniądz. Już miałąm ją kupić, ale stwierdziłam, że chyba jestem już za duża, że wstyd, że rodzice będą się śmiać. I nie kupiłam, w ten sposó sprawiając, że marzenie o lalce bobasie nigdy się nie spełniło.
- Zarejestrowany: 10.03.2011, 16:24
- Posty: 18894
Nie miałam lalki przyjacióki. W ogóle nie miałam lalek. Gdy już nauczyłam sie rysować, to je rysowałam , wycinałam i tworzyłam kreacje, które też wycinałam. I ubierałam w nie lalki.
A najbardziej podobały mi się lalki takie duże i "szmaciane". I tak mam do dziś.
Co powiecie o takiej lalce?
To jest moja Ola z lalką, która też była jej ulubioną.
Miała Ola kilka lalek różnego rozmiaru gatunku. Miała też lalkę bobasa. Bobas Maciuś przetrwał i Olę i Alę.
I za lat kilkadziesiąt Ola miała takie dwie lale.
I Majka też ma swoją przyjaciółkę.
A teraz Ola, Ala i Maja mają swoich lalek całe mnótwo a ja mam trzy przyjaciółki.
- Zarejestrowany: 16.04.2015, 09:37
- Posty: 1
Lalki były niezbędną częścią mojego dzieciństwa:) Była "Kasia" z blond loczkami, która towarzyszyła mi w domu i na podwórku... zabierałam ją wszędzie, bywało i tak, że zapłakana wraz z mamą szukałam jej na pobliskiej łące gdzie robiłam z koleżanką domki w wysokiej trawie:)
Był "Marcinek" o tyle niezwykły bo posiadał siusiaka ;) był więc atrakcją i każdy na podwórku chciał zaglądać w jego śpioszki;)
Była też lalka na którą długo czekałam i marzyłam o niej... To był duży bobas, który potrafił się śmiać i płakać gdy wypadał mu smoczek. Czasami w nocy budził nas swoim płaczem;) Zakładałam mu śpioszki, które zostały po mnie i po mojej siostrze, zabierałam na spacery w wózku, który wcześniej służył mi i rosłam z dumy gdy jakiś dorosły zaczępiał mnie i pytał czy maleństwu nie jest zimno;) czułam się wtedy dorosłą mamą nie zauważając uśmiechu dorosłych;) Siadałam na stołeczku obok mamy gdy obierała ziemniaki i opowiadałam jej o moich "dzieciach", że nie chcą jeść, że coś powiedział i o wszystkich radościach i smutkach jakie przeżywają mamy;)
Później przyszedł czas na Barbie, z ogromną przyjemnością szyłam im sukienki, robiłam tornistry z pudełek po zapałkach i obcinałam wkład długopisu by miały czym pisać w maleńkich zeszytach. Uwielbiałam wymyślać małe mebelki i ozdoby do ich domków:) A mama uczyła mnie jak robić na drutach im minióweczki:)
- Zarejestrowany: 24.03.2015, 14:17
- Posty: 38
Moja ukochana lala miała na imię Ola. Była dzielnym weteranem-przeżyła wiele ze mną. Pamiętam jak mama kupiła farbę do włosów. A ja niewiele myśląc potraktowałam tą farbą włosy lali, które z pieknych blond zrobiły się bure. Ola też zamiast mnie jadała witaminy, którymi mama mnie faszerowała. Tułów lalki był zrobiony z czegoś miękkiego, ja zrobiłam tam dziurkę i wpakowywałam w nią te tabletki. Aż pewnego dnia mama załapała, że coś mi lalka brzęczy przy poruszaniu. Zagląda, maca a tam masa tabletek....oj miałam bure;)
- Zarejestrowany: 07.09.2013, 12:26
- Posty: 4899
Moja córka zamiast lalki miała ukochanego misia.Był to dość duży pluszowy miś ubrany w zielone porteczki na szelkach i z wieloma kieszonkami.Kieszenie służyły jako tajne schowki - znależć tam można było przedziwne rzeczy zmieniające się z wiekiem właścicielki misia. Dziecko chodziło z misiem do przedszkola.W następnych latach miś"pomagał" odrabiać prace domowe, czasami nawet " szedł w świat" ze zbuntowaną sześciolatką, służył tez za przytulankę przy zasypianiu.Zaliczył też obóz harcerski.
Gdy córka rozpoczęła studia i zamieszkiała na stancji to miś też zamieszkał w Olsztynie, ale słuch po mim zaginął, myślę że zgubił się przy zmianach stancji. Jednak nie zdziwię się jeżeli się okaże, że ten misiek jest zachomikowany w wielkiej szafie we własnym mieszkaniu córki,
- Zarejestrowany: 16.04.2015, 20:02
- Posty: 1
W pokoiku przy stoliku
Zawsze czekała na mnie Tola moja lala.
Kumpelą moją jest od najmłodszych moich lat.
Z nią zwiedzałam cały świat.
Była ze mną w parku, na łące kicałyśmy jak zające,
U babci w górach zdobywałyśmy szczyty,
Statkiem przepłynęłyśmy całe morze.
Samolotem szybowałyśmy w chmurach.
To razem poznawałyśmy ten piękny świat.
Teraz byłoby nam miło i przyjemnie
Wygrać lalę dla mojej córeczki,
która za niedługo przyjdzie na ten świat.
Czekałaby na nią w jego łóżeczku,
Aż przyjdzie ten cudowny dzień…
Bo każda dziewczynka swoją lalę ma :)
- Zarejestrowany: 17.04.2015, 06:03
- Posty: 1
Moja lalka była odemnie większa plastikowa nogi,ręce i głowę miała na gumkach i przedewszystkim zamykała oczy była jak moja siostra pamiętam że nie ruszałam się bez niej mimo że była twarda i zimna spała ze mną mama do dziś wspomina jak ,,dostawała zawału" gdy lalka spadała z łóżka bo za każdym razem myślała że to ja, dbałam o nią zawsze miała czystą sukienkę i uczesane włosy.Gdy trochę podrosłam lalka poszła w kąt a wtedy odwiedziła nas moja kuzynka która chciała właśnie moją lalkę mama przekonała mnie że powinno się dzielić zabawkami i że ona będzie o nią dbała z ciężkim sercem ją oddałam. Po kilku tygodniach my odwiedziliśmy moją kuzynkę a tam makabra moja cudna lalka miała poprzecinane gumki i służyła jako towar w sklepie tułw jako chleb, nogi i ręce jako mięso na obiad a głowa i włosy wysmarowane penatenem leżały w kącie pamiętam jak mi było smutno i byłam naprawdę wkurzona. Ta lekcja życia pozostała mi w pamięci gdy teraz sama mam córkę od małego uczyłam ją że o zabawki się dba i nie każę jej ich rozdawać i wszystkie ładniutkie czyściutkie siedzą na półeczce gotowe do zabawy.
A co gdy młodsze dziecko upiera się że chce jej lalkę???
Pozwalamy się bawić u nas i zapraszamy na następne zabawy nigdy nie pożyczamy naszych skarbów.
- Zarejestrowany: 11.07.2009, 20:14
- Posty: 108
Moje dzieciństwo to czasy, gdy w sklepach nic nie było, zaś zakupy w Pewexie były szczytem marzeń... To był czas, gdy o Barbie się wiedziało, że gdzieś tam w dalekim świecie jest, nawet nie pamiętam skąd ta wiedza była, grunt, że ta niepozorna laleczka była wtedy nieosiągalna i było to jasne nawet dla małej dziewczynki.
Nigdy nie zapmnę gdy moi rodzice z jakiegoś zagranicznego wyjazdu przywieźli mi dwa podłóżne, różowe opakowania z folią na wierzchu, a pod nią kryły się one...
Właśnie. Bo nie wiem czemu, ale furorrę zrobiła blondynka - Barbie, natomiast była jeszcze brunetka - Fler. I ja stałam się posiadaczką obu tych lalek! Moje szczęście nie miało granic! Pamiętam, że były mocno opalone, w krótkich spódniczkach, można było im ruzać rękoma i nogami, choć plastik był sztywny.Uwielbiałam sie nimi bawić, a właściwie to anwet wystarczała mi sama świadomość, że mam je obok siebie.
Wyobraźcie więc sobie jak się poczułam, gdy pojechaliśmy do mojej prababci na wieś, gdzie mieszkała ciut młodsza ode mnie kuzynka i po kilku dniach wakacyjnego pobytu tam, gdy mieliśmy wyjeźdżać, rodzice delikatnie zasugerowali mi bym zostawiła kuzynce jedną z nich. Nie pamiętam szczegółów, (być może przeżyłam taką traumę, że wymazałam ją ze świadomości? ;) ale wiem, że było mi bardzo przykro się z nią rozstać. Jednak, jako, że zawsze starałam się być dobra, jakoś to w końcu sobie wytłumaczyłam i takim sposobem Fler poznała uroki polskiej wsi... :)
- Zarejestrowany: 04.03.2014, 17:50
- Posty: 4
Kiedy byłam mała przydarzyła mi się zabawna historia z lalką w roli głównej.
Mając 4-5 lat dostałam od rodziców ślicznego bobasa. Uwielbiałam się nim bawić ponieważ był bardzo podobny do dziecka. Mogłam go przebierać w swoje niemowlece ciuszki, wozić w wózku i robic wszystko to co robią ,,mamusie".
Pamiętam jak pewnego razu wybrałam się z tatą na spacer zabierając oczywiście bobasa w wózku ze sobą. Szliśmy przez park, ja pchałam wózek, tata kilka kroków za mną. W pewnym momencie zbliżając się do mostka chciałam pokazać lalce strumyk wyciągnęłam ją szarpiąc za ręce z wózka i zważywszy na rozmiary lalki przeniosłam ją w stronę mostka ciągnąc lekko po ziemi jej nóżki. W tym momencie pewna Pani, która siedziała kawałek dalej na ławce zerwała się z niej z wielką werwą i krzycząc: ,,Uważaj na dziecko!" Podbiegła do mnie wyrwała mi lalkę i zaczęła krzyczeć na mojego tatę, że pozwala dziecku brać niemowlaka i szarpać go za ręce. Mój tata najpierw w wielkim szoku za chwilę zaczął się śmiać. Ja stałam oniemiała i raczej nie było mi do śmiechu. Szczerze powiedziawszy to wyłam najgłośniejszą możliwą syreną.
Pani zdziwiona reakcją taty zamilkła na chwilę i dopiero wtedy tata zdołał powiedzieć Pani, że to bobas. Pani chyba była bardzo zdziwiona ponieważ szybciutko oddała lalkę i uciekła od nas. A ja w końcu mogłam przestać płakać bo lalka znów trafiła w moje ręce. Ta opowieść do dzisiaj jest przytaczana przy okazji pojawiania się w naszym domu lalek bobasów.
- Zarejestrowany: 10.03.2011, 16:24
- Posty: 18894
Alusia też ze swoją Niunią Dziecko ( tak się nazywała jej lalka bobas) nie rozstawala się nigdy. Oczywiście ze spacerów ja wracalam z Niunią na ręku albo pod pachą. I pamiętam wyraz twarzy starszego pana, który był mocno zdziwiony gdy niosłam "dzieciaka" pod pachą. A Niunia Dziecko miała prawdziwe ubranka i buciki.
Niunia Dziecko towarzyszyła Ali we wszystkich podróżach, wycieczkach, zakupach . Ba, nawet latała samolotem. I jeździła pociągiem.
- Zarejestrowany: 17.04.2015, 12:04
- Posty: 1
W dzieciństwie niestety nie miałam żadnej lalki na własność, dlatego też byłam częstym gościem u dwóch moich koleżanek, one użyczały mi swoje lale, którymi byłam tak zachwycona, jakby były moje. Woziłyśmy je w wózeczku, przebierałyśmy, szyłyśmy im nawet sukieneczki i sweterki..może nie były perfekcujne, ale dla nas, dla mnie, były idealne, opiekowałyśmy sie nimi. Lalki były przepiękne i do dziś wspominam, ten niezapomniany czas, gdyż tyle radości jaką wtedy odczuwałam, nie zaznałam nigdy więcej.
- Zarejestrowany: 17.04.2015, 08:41
- Posty: 5
Moja mama urodziła się w biednej rodzicie. Był rok 1950. Miała 4 rodzeństwa i tylko jedną lalkę którą „odziedziczyła” po starszej siostrze. Oczywiście kochała tą laleczkę nad życie i była jej najlepszą przyjaciółką. Lala Zosia miała długie blond loki i sukienkę z białym wykrochmalonym fartuszkiem. Była PIĘKNA. Miała własne łóżeczko zrobione z pudełka po butach i absolutnie nikt nie mógł jej dotykać.
Nawet jak mama była starsza, to lubiła ją przebierać w różne ubranka i karmić ciastem drożdżowym z kruszonką. Zawsze, w ciągu dnia sadzała ją obok swojego tornistra i „odrabiały” razem lekcje. Chyba dobrze im szło, bo mama w końcu skończyła medycynę.
Później jak byłam mała, dostałam od mojej mamy już sfatygowaną lalkę Zosię. Bardzo mi się podobała i z racji, że był głęboki PRL miałam ją na wagę złota. Moja ciocia była krawcową i miałam od niej dużo różnych kolorowych materiałów. Z wielkim zaangażowaniem szyłam ubranka dla mojej lali Zosi. Miałam też kilka innych lal, nawet 3 Barbie ale tę kochałam najbardziej. Uwielbiałam ją przebierać w te ubranka i rozgrywać różne scenki jak z bajki. Tak więc raz Zosia była Czerwonym Kapturkiem, raz Kopciuszkiem.
Bawiłam się z nią takim zapałem, że niestety nie przetrwała ze mną całego dzieciństwa. Moja mama mówi, że nic nie szkodzi, ale mi jest trochę żal, że nie mam takiej prawdziwej i klimatycznej lalki dla mojej małej córeczki Rozalki. Bo teraz dzieci mają wiele lal, ale ciężko trafić na tą jedyną. Taką którą chce się mieć przez całe życie i która przypomina nam dobre chwile..
Dlatego było by miło wygrać lalę Nico i zacząć tradycję przekazywania raz jeszcze …
- Zarejestrowany: 17.04.2015, 17:58
- Posty: 1
Lalki,które są nagrodami,są naprawdę piękne.Jestem pod wrażeniem! Moja laleczka była uszyta ze szmatek,ale też była bardzo kochana.