W środę spadłam z krzesła i pojechałam sprawdzić do szpitala czy wszystko dobrze, bo uderzyłam się o klamkę od komody, a termin miałam na piątek. Zbadali mnie, zrobili KTG i wszystko dobrze, jeszcze USG powiedział jeden fajny lekarz i robił mi je dość długo i dokładnie bo obok stała stażystka i w ten oto sposób poinformował mnie że moje dziecko ma ok 4kg, wow byłam w lekkim szoku bo nie całe dwa tygodnie temu ważyła 3159, bardzo duży ten przyrost wagi sobie myśle, no ale w sumie to myślałam eee chyba taka duża nie będzie. Wypuścili mnie do domu bo wszystko było dobrze, ale ten oto lekarz stwierdził, żebym przyszła w piątek na KTG.
No i w sumie środa była już spokojna,, czwartek też, w piątek rano zaczęła wyciekac mi bezbarwna wydzielina galaretowata no to napisałam do dziewczyn na forum co to może być czy to ten czop i mi potwierdziły że raczej tak :) no to sie ucieszyłam bo sobie myśle teraz to szybko pujdzie. Poszłam na to KTG, ale skurczów zero, małej tętno skakało i ruszać się nie chciała, mnie się płakać już chcialo itd, no ale jak spytali cy zostaje no to powiedziałam, że tak lepiej byc pod kontrolą, w sumie średnio ta ich kontrola wyszła ale dobra...
Lekarz (inny niż poprzednio, ale znany mi już bo usg mi często robił) znów mnie zbadał i usg zrobił jemu waga wyszła 3890 wiec zbliżona do poprzednich pomiarów. Zarządził też kroplówkę nawadniającą i podpięcie od rzu do ktg, no i tak też było na ktg 40 minut z kroplówką, potem na sale mnie wzieły kroplówka spływała kolejne 1,5 godz, inne zalecenia ktg ran i wieczorem, no i badanie szybkie tętna takim aparacikiem głosnikiem z 5 razy dziennie, ale to każda cieżarna u nas ma po 30 tyg.
I tak do niedzieli się nic niedziało oprócz tego że ten czop?? zmienił się na żółty i pienisty, oczywiście chcąc pokazać wkładkę i informując o tej zmianie słyszałam, że to normalne.
Niedziela godz ok 14, zaczyna boleć mnie dziwnie brzuch i coraz więcej tego czopu, który potem okazał się sączącymi wodami. Ok 17 dzwonie do rodziców mówie im, że chyba się zaczyna skurcze stawały się częstrze i mocniejsze, poszłam do położnej bada mnie i mówi, że organizm do porodu się przygotowuje i nic sie nie dzieje prosze czekac, no to czekam, skurcze są co 7 minut, jest troche przed 19, mówie położnej innej (bo przyszła zmiana nocna) że mam skurcze co 7-5 minut, podpieła mnie do KTG, zaraz mial być obchód. No i tak sobie leże itd, przychodzi bucowaty lekarz, który zagląda do mnie i macha ręką mówi przepowiadające skurcze, ktg nic nie wykazuje, naciskam i mówie, że wydaje mi się... wam się wszystkim wydaje i poszedł. Chamidło, ta położna patrzy tak na mnie, odpieła mnie i mówi rozbierz się zbadam CIę, patrzy mi na ta wkładke i mowi, wody ci się sączą czemu nie pokazałaś wkładki, mówie jej, że pokazywałam ale mówiono mi że to czop, zbadała mnie i przebiła wody (oczywiscie potem twierdząc że same odeszły) wody były zielone ;/
szybko się umyłam przebrałam i zawiozła mnie na sale porodową, było to ok godz 19.50.
tam zrobili mi lewatywe, kazali dać wszystkie rzeczy podkłady itd.
i położyć się i podpieli mnie do ktg, a ja te skurcze już miałam co 4min a rozwarcie tylko na 2 palce,przylazł ten doktór i mowi widzi pani dopiero się widzielismy coś tam próbuje tłumaczyć się, a ja nie reagujee na chamidło.
Dostałam oczywiście kroplówke na silniejsze skurcze, a potem dwa znieczulenia tak mnie bolało, ale w sumie jak te znieczulenia przestawały dzałać to czulam ból mocniej niż przed nimi albo po prostu tak mi się wydawło n;/
Poród trwał 6 godzin, darlam sie jak nigdy w życiu, ale ten krzyk mnie uspokajał na chwilkę. lekarz był u nie może z 3 razy, dwie krowy połozne siedziały i mówiły ciszej, tylko jedna za co jej do końća życia będę wdzięczna pomagała mi we wszystkim i mówiłam co mam robić gdyby nie ona nie wiem jakbym urodziła.
Nadia rzeczywiścier ważyła 4kg, wszyscy stwierdzili że to był cieżki poród ze względu na to że to moje pierwsze dziecko i że była taka duża. Jeden lekarz powiedzial, że powinnam mieć cesarkę itd.
Gdy mnie rościeli mała jeszcze nie chciała wyjśc więc położyli mi się na brzuch, dwie położne i lekarz i ją wypchali, jak ją zobaczyłam i zaczęła płakać wszystko mineło ból i strach.
W poniedziałek 23 maja 2011 o 1:23 przyszła na świat moja coreczka Nadia, waga 4kg, wzrost 57cm :)
Przez te wody miałam stan zapalny i mała również, więc w szpitalu spędziłyśmy 5 dni.
Poród był dla mnie bardzo cieżki, ale dla takiego cudeńka jak moja ksieżniczka warto było wycierpieć to wszystko i gdyby było trzeba jeszcze sto razy bym tak cierpiała żeby tylko jej było dobrze :)