In vitro powinno być...
Temat ciągle aktualny i ciągle kontrowersyjny..
I u nas na forum dużo się o in vitro mówi.
Słyszy się opinie, że powinno być refundowane i dostępne dla każdego,
a słyszy i takie, że powinno zostać całkowicie zabronione jako sprzeczne z etyką...
Jakie jest wasze zdanie? Jaką postawę wobec in vitro powinniśmy przyjąć - my, jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało - ludzie XXI wieku?...
A tu jeszcze taka ciekawa definicja:
(...) „metodą leczenia” jest każde działanie medyczne, które ma na celu wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby. Skutkiem niepłodności jest niemożność zajścia w ciążę, a przecież właśnie in vitro to umożliwia.
Pojawia się na wielu stronach, głównie klinik leczenia niepłodności.
Co Wy na to?
Dla mnie to trochę manipulacją pachnie. Skutkiem niepłodności jest brak płodności - masło maślane, no ale tak jest (bo to dzięki płodność się zachodzi w ciążę), a jak wiadomo, in vitro jej nie leczy. Po zajściu w ciążę nie stajemy się na resztę życia magicznie płodni.
Chodzi o to, jak definiują "metody leczenia" - nie tylko wyeliminowanie choroby, ale także skutku! A więc zajście w ciąże jest w tym przypadku wyeliminowaniem skutku choroby, więc metodą leczenia...
- Zarejestrowany: 10.12.2009, 22:12
- Posty: 1300
A mnie zastanawia, że taką "definicję" metody leczenia podają głównie pracownicy klinik przeprowadzania in vitro... I jest to raczej "ich" definicja.
Co do powodów przeciw refundacji - w dużej mierze zgadzam się z Leną.
A tu jeszcze taka ciekawa definicja:
(...) „metodą leczenia” jest każde działanie medyczne, które ma na celu wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby. Skutkiem niepłodności jest niemożność zajścia w ciążę, a przecież właśnie in vitro to umożliwia.
Pojawia się na wielu stronach, głównie klinik leczenia niepłodności.
Co Wy na to?
Dla mnie to trochę manipulacją pachnie. Skutkiem niepłodności jest brak płodności - masło maślane, no ale tak jest (bo to dzięki płodność się zachodzi w ciążę), a jak wiadomo, in vitro jej nie leczy. Po zajściu w ciążę nie stajemy się na resztę życia magicznie płodni.
Chodzi o to, jak definiują "metody leczenia" - nie tylko wyeliminowanie choroby, ale także skutku! A więc zajście w ciąże jest w tym przypadku wyeliminowaniem skutku choroby, więc metodą leczenia...
Olu :)
Skutkiem wyeliminowania choroby byłoby wyeliminowanie bezpłodności - a tego in vitro nie potrafi! Niemożność zajścia w ciążę jest wypadową bycia bezpłodnym, jest to efekt, odzwierciedlenie bycia bezpłodnym. Zajście w ciążę nie sprawia, że jesteśmy magicznie płodni, czyli nadal po porodzie jesteśmy bezpłodni. czyli nadal chorzy. czyli in vitro nas nie wyleczyło. zgadza się?
A tu jeszcze taka ciekawa definicja:
(...) „metodą leczenia” jest każde działanie medyczne, które ma na celu wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby. Skutkiem niepłodności jest niemożność zajścia w ciążę, a przecież właśnie in vitro to umożliwia.
Pojawia się na wielu stronach, głównie klinik leczenia niepłodności.
Co Wy na to?
Dla mnie to trochę manipulacją pachnie. Skutkiem niepłodności jest brak płodności - masło maślane, no ale tak jest (bo to dzięki płodność się zachodzi w ciążę), a jak wiadomo, in vitro jej nie leczy. Po zajściu w ciążę nie stajemy się na resztę życia magicznie płodni.
Chodzi o to, jak definiują "metody leczenia" - nie tylko wyeliminowanie choroby, ale także skutku! A więc zajście w ciąże jest w tym przypadku wyeliminowaniem skutku choroby, więc metodą leczenia...
Olu :)
Skutkiem wyeliminowania choroby byłoby wyeliminowanie bezpłodności - a tego in vitro nie potrafi! Niemożność zajścia w ciążę jest wypadową bycia bezpłodnym, jest to efekt, odzwierciedlenie bycia bezpłodnym. Zajście w ciążę nie sprawia, że jesteśmy magicznie płodni, czyli nadal po porodzie jesteśmy bezpłodni. czyli nadal chorzy. czyli in vitro nas nie wyleczyło. zgadza się?
Ja rozumiem tę definicję tak jak napisałam:)
...wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby...
Ja rozumiem tę definicję tak jak napisałam:)
...wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby...
w porządku, dla mnie jeśli coś ma wyleczyć, to nie na określony czas (9 miesięcy w tym przypadku:))
Ja rozumiem tę definicję tak jak napisałam:)
...wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby...
w porządku, dla mnie jeśli coś ma wyleczyć, to nie na określony czas (9 miesięcy w tym przypadku:))
Ja rozumiem, że to jest twoje zdanie, ale wg. tej definicji znaczenie leczenia jest inne. Nie twierdzę, że się z nim zgadzam, ale daje do myślenia. Dobrze by było spytać jakiegoś lekarza:)
Ja rozumiem tę definicję tak jak napisałam:)
...wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby...
w porządku, dla mnie jeśli coś ma wyleczyć, to nie na określony czas (9 miesięcy w tym przypadku:))
Ja rozumiem, że to jest twoje zdanie, ale wg. tej definicji znaczenie leczenia jest inne. Nie twierdzę, że się z nim zgadzam, ale daje do myślenia. Dobrze by było spytać jakiegoś lekarza:)
A to zależy jakiego. Odpowiedź tego, którego kariera zawodowa opiera się na in vitro będzie twierdził zapewne coś zupełnie odmiennego niż ten, który nie jest za in vitro. :)
Ja rozumiem tę definicję tak jak napisałam:)
...wyeliminowanie przyczyny lub skutku choroby...
w porządku, dla mnie jeśli coś ma wyleczyć, to nie na określony czas (9 miesięcy w tym przypadku:))
Ja rozumiem, że to jest twoje zdanie, ale wg. tej definicji znaczenie leczenia jest inne. Nie twierdzę, że się z nim zgadzam, ale daje do myślenia. Dobrze by było spytać jakiegoś lekarza:)
A to zależy jakiego. Odpowiedź tego, którego kariera zawodowa opiera się na in vitro będzie twierdził zapewne coś zupełnie odmiennego niż ten, który nie jest za in vitro. :)
Wydaje mi się, że definicja leczenia powinna być jedna...
Może to głupie porównanie: ale czy np. założenie protezy człowiekowi bez nogi można nazwać leczeniem?Przecież nogi mu nie odbuduje, ale umozliwia funkcjonowanie...
Wydaje mi się, że definicja leczenia powinna być jedna...
Może to głupie porównanie: ale czy np. założenie protezy człowiekowi bez nogi można nazwać leczeniem?Przecież nogi mu nie odbuduje, ale umozliwia funkcjonowanie...
Tu już chyba w straszną filozofię wchodzimy
Nie wiem, wstawienie protezy to dla mnie wstawienie protezy, nie leczenie jako takie.
Wydaje mi się, że definicja leczenia powinna być jedna...
Może to głupie porównanie: ale czy np. założenie protezy człowiekowi bez nogi można nazwać leczeniem?Przecież nogi mu nie odbuduje, ale umozliwia funkcjonowanie...
Tu już chyba w straszną filozofię wchodzimy
Nie wiem, wstawienie protezy to dla mnie wstawienie protezy, nie leczenie jako takie.
No filozoficzne to trochę he he :))) Ale tak się zastanawiam, bo padały argumenty, że in vitro to nie leczenie:) Więc w sumie nie wiadomo, co to jest?:)
- Zarejestrowany: 28.03.2011, 10:52
- Posty: 1915
Dlaczego miałoby nie byc to dla niektórych malżenstw jedyna droga aby miec potomstwo.
Dlaczego miałoby nie byc to dla niektórych malżenstw jedyna droga aby miec potomstwo.
Dlaczego miałoby nie być w ogóle, czy miałoby nie być refundowane?
W kwestii pierwszej mamy światopogląd, etykę, a w drugiej brak funduszy...
- Zarejestrowany: 17.09.2010, 14:30
- Posty: 394
Nie rozumiem stwierdzeń niektórych, że In Vitro jest jedynym sposobem na posiadanie potomstwa, gdy tuż obok wspominają o adopcji.
Poza tym uważam chęci za wszelką cenę za straszny egoizm - dziecko traktuje się jak towar, kupię i mam ... może to kogoś razi, ale tak to widzę. Jeżeli nie możemy mieć własnych biologicznych dzieci, to może w tym też jest jakiś głębszy sens, którego jeszcze nie widzimy, może czas otworzyć się na jakiś wolontariat, czy rozejrzeć za osamotnionymi dziećmi z sąsiedztwa
Ja w tym momencie nie mogę mieć dzieci z powodu ... braku męża, że to tak ujmę Słyszałam, że są osoby, które decydują się na In Vitro w podobnej sytuacji - to już totalne nieliczenie się z innymi, a szczególnie z tymi dziećmi, które mają zapokajać pragnienia, a nie być DAREM.
Dla katolików jeszcze krótka refleksja nad dialogiem ślubnym: "Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?" To Bóg decyduje! Na kartkach Pisma Świętego jest wiele opisów związanych z niepłodnością. Warto zgłębić
Nie rozumiem stwierdzeń niektórych, że In Vitro jest jedynym sposobem na posiadanie potomstwa, gdy tuż obok wspominają o adopcji.
Poza tym uważam chęci za wszelką cenę za straszny egoizm - dziecko traktuje się jak towar, kupię i mam ... może to kogoś razi, ale tak to widzę.
Tak, tak - chęć posiadania wlasnego dziecka to potworny egoizm...
A adopcji w to nie mieszajmy - mówimy o własnych dzieciach, które każdy rodzic pragnie mieć.
- Zarejestrowany: 17.09.2010, 14:30
- Posty: 394
Nie rozumiem stwierdzeń niektórych, że In Vitro jest jedynym sposobem na posiadanie potomstwa, gdy tuż obok wspominają o adopcji.
Poza tym uważam chęci za wszelką cenę za straszny egoizm - dziecko traktuje się jak towar, kupię i mam ... może to kogoś razi, ale tak to widzę.
Tak, tak - chęć posiadania wlasnego dziecka to potworny egoizm...
A adopcji w to nie mieszajmy - mówimy o własnych dzieciach, które każdy rodzic pragnie mieć.
Jeśli są niepłodni, to genetycznie i tak nie będzie ich dzieckiem. A co do egoizmu - podkreślam - za wszelką cenę ... chciałoby się refundacji, a może jeszcze potem dofinansowań do utrzymania itd. Dziwi mnie, że ktoś chce koniecznie dziecka, gdy nie stać go na jego utrzymanie, a o jego pojawienie się tak namiętnie zabiega. Dlatego nazwałam to egoizmem, a dodam, że też brakiem odpowiedzialności.
Nie rozumiem stwierdzeń niektórych, że In Vitro jest jedynym sposobem na posiadanie potomstwa, gdy tuż obok wspominają o adopcji.
Poza tym uważam chęci za wszelką cenę za straszny egoizm - dziecko traktuje się jak towar, kupię i mam ... może to kogoś razi, ale tak to widzę.
Tak, tak - chęć posiadania wlasnego dziecka to potworny egoizm...
A adopcji w to nie mieszajmy - mówimy o własnych dzieciach, które każdy rodzic pragnie mieć.
Jeśli są niepłodni, to genetycznie i tak nie będzie ich dzieckiem. A co do egoizmu - podkreślam - za wszelką cenę ... chciałoby się refundacji, a może jeszcze potem dofinansowań do utrzymania itd. Dziwi mnie, że ktoś chce koniecznie dziecka, gdy nie stać go na jego utrzymanie, a o jego pojawienie się tak namiętnie zabiega. Dlatego nazwałam to egoizmem, a dodam, że też brakiem odpowiedzialności.
Ale czy genetyka jest tu ważna? Czy myślisz, że będą oni się zastanawiać, czy jest to genetycznie ich dziecko?
I nie mieszałabym tu braku pieniędzy na utzrymanie dziecka z refundacją in vitro... To jednak dwie rózne kwestie...
W tejc hwili jakby nie patrzeć in vitro jest szansą tylko dla bogatych...
- Zarejestrowany: 06.05.2011, 08:28
- Posty: 1820
Dagmarko, myślę, że nie jest tak źle z tym poziomem dyskusji!:) Lena, moim zdaniem, rzeczowo przedstawia swoje argumenty.
Uważam, że masz dużo racji. Jako matka mogę spróbowac wyobrazić sobie, co czują osoby marzące o maleństwie, a w zaden sposób nie mogący go mieć...
Obawiam się jednak, że nie stać nas na tę chwilę na finansowanie in vitro... Cięcia są wszędzie, więc trudno myśleć o dodatkowej kasie... Wierzę jednak, że kiedyś będzie to możliwe.
Prywatne doświadczenia sprawiają, że przerażają mnie niektóre słowa i gdzieś tam w środku kują/atakują ;/
I oto sedno właśnie - Państwa nie stać :( a może pora otworzyć wątek-gdzie szukać oszczędności? :) Ja chętnie zabrałabym się za opodatkowanie Kościoła i przyjrzenie się prywacie,która niechętnie wydaje paragoniki- tak na początek!
2. nie powiedziałam że pójście do psychologa załatwia sprawę i wszystko okej, ale powiedziałaś o depresji, więc chciałam Ci uzmysłowić, że depresja to choroba, którą trzeba leczyć. i z tym do psychologa można pójść, bo naprawdę nie jest to regułą, że po zajściu w ciążę depresja magicznie znika.
3. wyklucza w tym sensie, że pieniądze publiczne to nie jest worek bez dna.
4. pieniędzy się nie wyczarowuje, pieniądze się zarabia. oprócz tego są fundacje, a choć część tej sumy można samemu zarobić czy wziąć kredyd. zakładając, że zmieścisz się w in vitro w ok. 11 tysiącach, choć 1/3 można by wnieść w sprawę samemu.
2. Ok- ty zaczęłaś mówiąc coś w stylu: psycholog jest tańszy od finansowania in vitro, co mnie zbulwersowało - nieczułością i wrażliwością na sprawę - mówiąc o depresji chciałam podkreślić powagę sprawy, bo depresja jest chorobą! jedną z przyczyn jej powstania może być osobista tragedia,traumatyczne przeżycie, poczucie bezsilności, utrata czegoś/kogoś.(przykładowo). Więc brak posiadania dzieci może być powodem powstania!
3. Zgadza się z Tobą, że pieniądze publiczne to nie worek bez dna i być może żądam zbyt wiele od mojego państwa, może proszę o zbyt wiele. Ale wolę żądać i oczekiwać, że zrobią wszystko, żeby chciaz postarać się o rozsądne rozdzielanie. 4. Jeśli da się pieniądze wyczarować na pozłacane biura poselskie to może znajdzie się coś dla par niepłodnych. Chciałabym poczuć od Państwa troskę w tej sprawie. Bo kosztowne leczenie niepłodności a potem ewentualne stosowanie in vitro -(czasem niejednokrotnie,gdyż skuteczność to ok 20-40 %) to już spora suma. nie jestem pasożytem wyciągającym od Państwa kasę za darmo,ale płacę podatki,żyję w tym Państwie i chciałabym choć częściowego dofinansowania do leczenia lub w ostateczności in vitro.Jeśli życie było by tak proste, że własna ciężka praca,pożyczki,fundację,kredyty załatwiałyby sprawę to odpuściłabym z miłą chęcią :)
Lena a jeśli chodzi o Twój stosunek do in vitro to jak jest?
Znalazłem na jakimś blogu info, że całkowity koszt małżeństwa (od zabiegu do narodzin) zamknął się kwotą 11 000 zł.
No skoro rodzice (przyszli) de]klarują, że "oni dla dziecka to by wszystko" a nie potrafią wyjechać na Zachód na trzy miesiące do pracy, żeby na zabieg zarobić, to według mnie to nie w porządku.
Jestem całkowicie przeciwny refundacji. Jak ktoś chce zabiegu, to niech zaciśnie zęby i poświęci się trochę, dla tego (ponoć) wyczekiwanego dziecka.
Obawiam się, że młodzi tak i owszem emigrują, wyjeżdżają za pracą, ale taką która pozwoli im godnie żyć nie mówiąc o luksusach dodatkowych 11 tys. :( (jednokrotna próba in vitro?)
Znalazłem na jakimś blogu info, że całkowity koszt małżeństwa (od zabiegu do narodzin) zamknął się kwotą 11 000 zł.
No skoro rodzice (przyszli) de]klarują, że "oni dla dziecka to by wszystko" a nie potrafią wyjechać na Zachód na trzy miesiące do pracy, żeby na zabieg zarobić, to według mnie to nie w porządku.
To jak 'kochanie, dla Ciebie wszystko, ale pod warunkiem, że ktoś mi za to zapłaci'
Ludzie jeżdżą się leczyć za ocean, zbierając na to pieniądze, to ktoś wymaga, żeby za niego wszyscy zapłacili?
Mam wrażenie, że osoby niepłodne traktuję się jak pasożyty:( Wiecie ile jest par,które latami leczą się za oceanem, zbierają pieniądze, poświęcają życie? Więc jeśli ktoś pyta o to czy Państwo mogłoby pomóc: odpowiadają TAK TAK TAK! Więc nie przesadzajmy proszę
- Zarejestrowany: 06.05.2011, 08:28
- Posty: 1820
Nie rozumiem stwierdzeń niektórych, że In Vitro jest jedynym sposobem na posiadanie potomstwa, gdy tuż obok wspominają o adopcji.
Poza tym uważam chęci za wszelką cenę za straszny egoizm - dziecko traktuje się jak towar, kupię i mam ... może to kogoś razi, ale tak to widzę. Jeżeli nie możemy mieć własnych biologicznych dzieci, to może w tym też jest jakiś głębszy sens, którego jeszcze nie widzimy, może czas otworzyć się na jakiś wolontariat, czy rozejrzeć za osamotnionymi dziećmi z sąsiedztwa
Ja w tym momencie nie mogę mieć dzieci z powodu ... braku męża, że to tak ujmę Słyszałam, że są osoby, które decydują się na In Vitro w podobnej sytuacji - to już totalne nieliczenie się z innymi, a szczególnie z tymi dziećmi, które mają zapokajać pragnienia, a nie być DAREM.
Dla katolików jeszcze krótka refleksja nad dialogiem ślubnym: "Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?" To Bóg decyduje! Na kartkach Pisma Świętego jest wiele opisów związanych z niepłodnością. Warto zgłębić
Posiadanie własnego potomstwa a adopcja to dwie inne kwestie. jestem zdecydowana zwolenniczką adopcji- choć trudna to decyzja.Rozumiem też pary,które pragną ujrzeć swoje dziecko-krew z krwi, oczka podobne do mamy a uśmiech do taty - to z pewnością. Owoc ich wspólnej miłości.
Człowiek jest z natury egoistyczny- pragnie szczęścia, miłości, rodziny. Za wszelką cenę?Zależy co, kto rozumie poprzez to pojęcie?
Wszystkie zło na świecie i wszelkie zdarzenia można by tłumaczyć głębszym sensem - ale czy musimy się na to zgadzać?
Jestem przeciwniczką,kiedy mówimy o in vitro jako najprostszej drodzę do posiadania dzieci- mówię o in vitro jako ostatecznej metodzie, po wykorzystaniu innego leczenia.
Tak, tak - chęć posiadania wlasnego dziecka to potworny egoizm...
A adopcji w to nie mieszajmy - mówimy o własnych dzieciach, które każdy rodzic pragnie mieć.
Jestem zatem potworną egoistką :) Bo pragnę dziecka, rodziny, miłości, ciepła - egoistycznie myślę-prawda?
Dagmarko, myślę, że nie jest tak źle z tym poziomem dyskusji!:) Lena, moim zdaniem, rzeczowo przedstawia swoje argumenty.
Uważam, że masz dużo racji. Jako matka mogę spróbowac wyobrazić sobie, co czują osoby marzące o maleństwie, a w zaden sposób nie mogący go mieć...
Obawiam się jednak, że nie stać nas na tę chwilę na finansowanie in vitro... Cięcia są wszędzie, więc trudno myśleć o dodatkowej kasie... Wierzę jednak, że kiedyś będzie to możliwe.
Prywatne doświadczenia sprawiają, że przerażają mnie niektóre słowa i gdzieś tam w środku kują/atakują ;/
I oto sedno właśnie - Państwa nie stać :( a może pora otworzyć wątek-gdzie szukać oszczędności? :) Ja chętnie zabrałabym się za opodatkowanie Kościoła i przyjrzenie się prywacie,która niechętnie wydaje paragoniki- tak na początek!
Znalazłem na jakimś blogu info, że całkowity koszt małżeństwa (od zabiegu do narodzin) zamknął się kwotą 11 000 zł.
No skoro rodzice (przyszli) de]klarują, że "oni dla dziecka to by wszystko" a nie potrafią wyjechać na Zachód na trzy miesiące do pracy, żeby na zabieg zarobić, to według mnie to nie w porządku.
To jak 'kochanie, dla Ciebie wszystko, ale pod warunkiem, że ktoś mi za to zapłaci'
Ludzie jeżdżą się leczyć za ocean, zbierając na to pieniądze, to ktoś wymaga, żeby za niego wszyscy zapłacili?
Mam wrażenie, że osoby niepłodne traktuję się jak pasożyty:( Wiecie ile jest par,które latami leczą się za oceanem, zbierają pieniądze, poświęcają życie? Więc jeśli ktoś pyta o to czy Państwo mogłoby pomóc: odpowiadają TAK TAK TAK! Więc nie przes adzajmy proszę
Może warto założyć wątek, o którym piszesz?...:)
Co do pasożytowania - myślę sobie, ze w anszym państwie jest takich pasożytów sporo - choćby alkoholicy pijacy pod sklepami i pobierajacy zasiłki z gminy...
- Zarejestrowany: 17.09.2010, 14:30
- Posty: 394
Nie rozumiem stwierdzeń niektórych, że In Vitro jest jedynym sposobem na posiadanie potomstwa, gdy tuż obok wspominają o adopcji.
Poza tym uważam chęci za wszelką cenę za straszny egoizm - dziecko traktuje się jak towar, kupię i mam ... może to kogoś razi, ale tak to widzę.
Tak, tak - chęć posiadania wlasnego dziecka to potworny egoizm...
A adopcji w to nie mieszajmy - mówimy o własnych dzieciach, które każdy rodzic pragnie mieć.
Jeśli są niepłodni, to genetycznie i tak nie będzie ich dzieckiem.
Ale czy genetyka jest tu ważna? Czy myślisz, że będą oni się zastanawiać, czy jest to genetycznie ich dziecko?
Skoro chcą mieć WŁASNE DZIECKO ... odniosłam się do wypowiedzi Centa.